Witajcie po raz kolejny na moim blogu :)
Studenckie wakacje niestety już się skończyły i choć witamy ten fakt z bólem w piersi, to jednak mamy świadomość, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić, by odmienić ten stan rzeczy. Jeśli jednak mój blog pomaga Wam choć na chwilę oderwać się od ponurych rozmyślań nad kolokwiami i sesją, to z nieskrywaną radością uraczę Was dzisiaj kolejnym tematem :)
Nie będzie wpisu o tzw. „czarnym proteście”, do którego przyłączyły się też persony z naszego uniwerku, w tym niektórzy wykładowcy. Wpis na temat aborcji i ogólnie mojego podejścia do tego tematu zamieściłam dużo dużo wcześniej, więc myślę, że nie ma sensu się niepotrzebnie powtarzać. Zainteresowanych tym tematem, a niezaznajomionych zbytnio z moim blogiem zapraszam do prześledzenia odpowiedniego wpisu :)
O czym więc dzisiaj?
Dziś wpis o ludziach paradoksalnie takich, jak my. Ludziach takich samych, a jednak tak odmiennych od nas. Publiczne przekonanie o ich odmienności sprawia, że większość z nas jest do nich uprzedzona, przewrażliwiona na ich punkcie, lub też nastawiona w ten sposób, że są oni zjawiskiem niemalże na miarę UFO, które wylądowało w centrum miasta w samo południe.
Widzimy ich co dziennie. Na mieście, w sklepie, w szkole, na uczelniach. Jedni od razu rzucają nam się w oczy, o innych dowiadujemy się dopiero po chwili rozmowy . Nie są jakoś specjalnie wyjątkowi, nie mają dodatkowych supermocy w miejsce zwykłej sprawności, mimo to dalej są ludźmi. A my, zdrowi, często o tym zapominamy i traktujemy ich jak kosmitów. O kim mowa? O ludziach niepełnosprawnych.
Choć ciężko jest nam w większości pohamować litościwe spojrzenie lub odruchy współczucia, gdy widzimy osobę na wózku inwalidzkim, często bez nóg, albo bez rąk, to pamiętajmy, że osoba taka nie zawsze chce naszej litości. W zasadzie to prawie nikt z nich nie chce budzić w innych jedynie współczucia. Owszem, los ich doświadczył, odebrał im to, czego my, pełnosprawni na ogół nie doceniamy, ale to nie metkuje ich od razu jako ludzi specjalnej troski. Wielu z ludzi dotkniętych różnym rodzajem niepełnosprawności dalej realizuje swoje pasje, chociażby takie jak sport, taniec, występy publiczne i tym podobne aktywności. Chcą, by widzieć w nich takich samych członków społeczeństwa jak inni. A nie jako upośledzone kalekie istoty, które powodują potoki łez i ciężkie westchnienia gdziekolwiek się nie pojawią.
Gdy tak piszę o tym, przypomina mi się film z 2006 roku z Chrisem Pine’m w roli głównej, pt. „Randki w ciemno”. Jest to historia niewidomego Danny’ego, któremu brat próbuje pomóc w znalezieniu dziewczyny. Jednak każda z koleżanek brata Danny’ego zamiast zabawnego, inteligentnego faceta widzi przed sobą chłopaka pokrzywdzonego przez los, nad którym trzeba wylać rzekę łez. Główny bohater próbuje robić na tych randkach wszystko, byle tylko dziewczyny zaczęły go „normalnie” traktować, niestety bez rezultatu. Jak toczą się jego losy dalej i czy historia ma happy end? Obejrzyjcie sami. Polecam ;)
Warto jednak w tym wpisie wspomnieć, że mimo litości społecznej, jaką budzi osoba niepełnosprawna w większości społeczeństwa, są też tacy, którzy o wiele dotkliwiej sygnują ich na tle innych. Są to pracodawcy.
Nierówne traktowanie ze względu na niepełnosprawność jest dość powszechne wśród większości rozmów kwalifikacyjnych. Pracodawca widząc np. osobę o lekkim stopniu upośledzenia umysłowego, prawie natychmiast ją skreśla w obawie, że narobi ona jedynie strat w prowadzonym przez niego interesie. A jeśli już i taka osoba zostanie jakimś cudem zatrudniona, to i tak jest w pewien sposób dyskryminowana przez szefostwo firmy, w której pracuje. Tutaj z kolei przypomina mi się postać Produce’a z mało popularnego filmu „Anioł nowej nadziei”. Mimo swojej pracowitości i rzetelności w wykonywaniu swoich obowiązków, z uwagi na zespół Downa chłopak jest pomijany przez pracodawcę przy wyborze pracownika miesiąca.
A co z życiem prywatnym? Trzeba przyznać, że tutaj my, jako osoby pełnosprawne też kierujemy się pełnosprawnością potencjalnego partnera. Każdy z nas (a przynajmniej jak zakładam, większość z nas), niekoniecznie bierze pod uwagę związek z osobą obciążoną jakimś defektem. Nawet rodzina w takiej sytuacji płomiennie przekonuje swego syna/córkę, by nie wiązał/a się z kimś, kto „wymaga stałej opieki i troski”. A prawda jest taka, że niepełnosprawny nie jest gorszy od pełnosprawnego faceta o dużym bicku, lub pełnosprawnej kobiety o talii osy. Faktem jest, że wymaga trochę więcej uwagi niż standardowy partner, ale serce ma takie samo. Czasami nawet potrafi kochać mocniej i bardziej szczerze niż ktoś, kto ma obie ręce, obie nogi i w miarę symetryczną twarz . Może dlatego, że nie mając możliwości korzystania z życia w sposób właściwy osobom pełnosprawnym, bardziej docenia to co ma w życiu, oraz osoby, które spotyka na swej drodze?
Jak więc należałoby podsumować ten wpis? Myślę, że każdy z Was sam wyciągnie wnioski z tego, co dziś przeczytał . Być może jedni dalej pozostaną nieprzekonani w swoim stanowisku o tym, że niepełnosprawni są inni i należy ich traktować jak Obcych, ale mam nadzieję, że nawet tacy choć na chwilę podejmą próbę przemyślenia czy aby faktycznie nie tkwią w błędzie.
I dosłownie ostatnie zdanie do Was, Drodzy Czytelnicy : gdy zobaczycie osobę na wózku, z białą laską, lub psem przewodnikiem, czy też kogoś, kto trochę bardziej różni się wyglądem od nas, nie posyłajcie mu litościwych spojrzeń. Zamiast tego podejdźcie i spytajcie, czy potrzebują pomocy na przykład w przejściu przez ulicę, lub we wsiadaniu do autobusu. Mały gest będzie znaczył o wiele więcej niż cała masa ckliwych spojrzeń i ciężkich westchnień. Zapewniam !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz