Translate

sobota, 31 grudnia 2016

Telegraficzne podsumowanie 2016 roku


Witajcie !
Kolejny rok za nami, niezaleznaopinia.com ma
łymi kroczkami zdobywa popularność w sieci. To był długi i nie zawsze pozytywny rok. W tym wpisie krótko podsumuję najważniejsze (moim zdaniem) wydarzenia tego roku.

Ten rok pełen był wielkich afer, premier, śmierci.

Uchodźcy

Temat nie najnowszy, ale cały czas żywy w mediach. Ten rok przyniósł niestety kolejną porcję zamachów i incydentów z udziałem terrorystów powiązanych z samozwańczą organizacją Państwa islamskiego. Niestety, w ostatnim tygodniu zamach pochłonął tez kolejnego Polaka – bohatera, 37-letniego Łukasza Urbana, który poświęcił życie ratując tym samym wielu Niemców.
            Mija kolejny rok, a ich kwestia jest wciąż nieuregulowana. Oby 2017 przyniósł wystarczające rozwiązanie problemu imigrantów w Europie.

Premiery filmowe
            Pragnę zwrócić tutaj szczególną uwagę na „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”. W moim prywatnym rankingu zasługuje on na Złotą Malinę. Choć książki nie czytałam, to muszę przyznać, że film dla mnie okazał się katastrofą. Historia nudna, kiczowata, zupełnie nieprzystająca do dotychczasowych produkcji ze świata Harry’ego Pottera. Jednym słowem  DNO.
            W 2016 roku do kin wszedł też film „Inferno” oparty na powieści Dana Browna o tym samym tytule. I możecie śmiało oskarżyć mnie o sprzyjanie dziełom Browna – w odróżnieniu od „Fantastycznych zwierząt…” „Inferno” skradło moje serce od pierwszych chwil. Może to kwestia poprzednich części, które bardzo przypadły mi do gustu? Pozostawiam tę kwestię otwartą.

Odejścia … na zawsze
            Prince, George Michael, ale też z „rodzimego” podwórka na przykład Bohdana Smolenia. To tylko kilka z nazwisk z „czarnej listy” osób, których nie ma już razem z nami. Ten rok właśnie mija, niemniej jednak pamiętajmy o każdym z nich, bo każda z tych osób wniosła coś z siebie do obecnej popkultury i bez czego dzisiejsze realia nie byłyby takie same.

Dziś krótko i wybiórczo na temat, ponieważ czekają nas wszystkich zapewne szalone chwile na sylwestrowych balach/zabawach. A zatem Kochani życzę Wam w tym miejscu wszystkiego dobrego na Nowy Rok, samych uśmiechów i mnóstwa pozytywnych przeżyć . Aby każdy Wasz dzień wypełniała radość i zadowolenie z samorealizacji i bycia po prostu dobrym człowiekiem. Bądźcie zdrowi i nie psujcie zdrowia innym – a gdy spotkamy się za rok, w kolejny sylwestrowy wieczór na pewno poczujecie satysfakcję z przeżytego w ten sposób roku ;)
            A tymczasem – szalonego wieczoru, a ja uciekam, by ogarnąć się na swoją „imprezę”. I do zobaczenia za rok !

niedziela, 4 grudnia 2016

Magiczna moc słowa

Witajcie !


Miło jest znów zagościć na swoim bądź co bądź ostatnio bardzo zaniedbywanym blogu. Masa zajęć, trochę lenia i ogólny zarys okoliczności w efekcie dał nam moją dłuższą nieobecność na blogu.  W ramach rekompensaty serwuję dziś nowy temat . Jaki ? Za chwilkę.

Daj mi dziesięć minut, a pokażę Ci, że Twoje życie nie jest wcale takie do dupy, jak myślisz. Zainteresowany/a? Super ! No to zaczynamy !


Czasami na pewno jak każdy masz takie dni że z chęcią zaszyłbyś/łabyś się w domu, pod kocem, w kącie, opuściłbyś/łabyś rolety i nie wpuszczał/a nikogo do swojego świata. Śmiało, przyznaj się do tego przed samym sobą, to żaden wstyd, każdy ma tak co jakiś czas. I co ważne, nie jest aż tak istotne to, że w ogóle zdarza Ci się coś takiego robić. Daleko istotniejsze jest to, jak często to robisz i co popycha Cię do takich działań .

Świat mamy taki, a nie inny i jedynym sposobem na to, by w nim wytrwać, jest po prostu przystosowanie się do reguł nim rządzących. Ale  nie o tym miał być wpis. Więc do rzeczy.

Masz wrażenie, że Twoje życie stało się szare, smutne i nudne? Że wszyscy mają Cię gdzieś i non stop odwracają się od Ciebie? Oto siedem wskazówek jak zwalczyć w sobie demony niepokoju i smutku. Czy zadziałają w Twoim wypadku? Musisz sam/a się przekonać. Jedno jest pewne : przynajmniej zdobędziesz przekonanie, że w ogóle istnieją jakieś sposoby, by pozbyć się jesienno-zimowej chandry.


WSKAZÓWKA I :


Przestań w kółko wracać do przeszłości.


Brzmi banalnie prosto, choć w praktyce może okazać się niełatwe. Mimo to, zamiast siedzieć i się zamartwiać, bo kiedyś ktoś zawiódł Twoje zaufanie/ nazwał Cię grubą świnią lub nabijał się z Twojego intelektu, spójrz w przyszłość - to ona jest tym, co Cię czeka. A przeszłość siarczystym wymachem nogi kopnij w dupę - niech wraca na swoje właściwe miejsce na osi czasu Twojego życia . Pamiętaj - yesterday is not your tommorow !


WSKAZÓWKA II :


Naucz się akceptować swoje wady i żyć z nimi w zgodzie.


Każdy ma jakieś swoje mankamenty, nikt z nas nie jest ideałem. Ale jedni potrafią pogodzić się z własnymi wadami i jakoś z nimi żyć, natomiast inni całymi godzinami płaczą nad czymś, nad czym w teorii mogą popracować lub choć odrobinę "przypudrować im nosek". Bądź osobą, która umie racjonalnie nazwać swoje niedociągnięcia, ale która nie staje się ich niewolnikiem. To nie biadolenie czyni z człowieka istotę szlachetną, ale próba podejmowania walki o lepsze jutro, zarówno fizyczne, materialne, jak i psychiczne !


WSKAZÓWKA III :


Pozbądź się zawiści do innych ludzi.

Zawiść jest najgorszą chorobą ludzkiego serca. Jest jak nowotwór drążący Twoje myśli i uczucia. Zamiast komuś zazdrościć, zastanów się, jak możesz osiągnąć to, co dziś stało się udziałem innej osoby. Kto wie, może jutro to Ty staniesz się dla kogoś wzorem do naśladowania? W dzisiejszym świecie sztuką jest umiejętność szczerego przeżywania radości z kimś, kto tym razem okazał się od nas lepszy. Więc chcąc naprawdę wyróżniać się z tłumu - zacznij współradować się z innymi z ich sukcesu. Zazdrościć i złorzeczyć potrafi przecież każdy, nieprawdaż? ;)


WSKAZÓWKA IV :


Przestań kłamać !


Kłamstwo jest piękne, dopóki w nie wierzysz i nie zacznie Ci ono komplikować życia. Kłamiąc wysilasz swój mózg do tworzenia nieprawdopodobnych historii, przez co umykają Ci naprawdę bardzo ważne momenty. Poza tym, ubierając się w fantastyczne historie, przestajesz być autentyczna dla ludzi ze swojego otoczenia, a to z kolei powoduje, że przestają oni traktować Cię poważnie, lub wręcz tracą ochotę na jakiekolwiek kontakty z Tobą. Zatem kluczem do dobrego samopoczucia jest prawda - przecież sam/a też nie chcesz być przez nikogo okłamywana ?


WSKAZÓWKA V :


Sformułuj swój plan na życie !


Życie bez planów jest jak daleka podróż bez mapy. Nie potrafisz wykonać żadnego posunięcia bez spytania kogoś o zdanie. Powiedz głośne "NIE!" pobocznym doradcom, którzy chcą na siłę sterować Twoim życiem ! Każdy z nas jest autorem swojej własnej, unikatowej opowieści, sami winniśmy dopisywać kolejne rozdziały naszej własnej historii. Nie ignoruj w zupełności zdania innych, ale nie pozwól, by projektowało ono całe Twoje życie. Ułóż własny plan i konsekwentnie się go trzymaj - to najprostsza metoda na osiągnięcie samorealizacji i radości z życia.



WSKAZÓWKA VI :


Bądź optymistą i wyrwij się z monotonii!

Przez brudne okno niewiele da się zobaczyć. Tak i w życiu, będąc ciągle na "nie" i przewidując tylko i wyłącznie najczarniejsze scenariusze nie będziesz nigdy w stanie wyjść z emocjonalnego dołka, który Cię dopada. Odrobina optymizmu sprawi, że Twój świat na nowo nabierze kolorów, a Ty spojrzysz na wszystko z innej perspektywy. Odetnij się od otoczenia, które wpędza Cię w negatywny nastrój, znajdź znajomych, którzy będą "ładować" twoje akumulatory samą swoją obecnością ! A może jakieś nowe hobby? Monotonia to czynnik, który może człowiekowi przydać depresyjnego nastroju. Zacznij biegać, doskonal swój kunszt retoryczny, a może zacznij częściej wychodzić na miasto? Świat na Ciebie czeka, nie  pozwól mu czekać dłużej ! To od Ciebie zależy kiedy wyjdziesz do ludzi i pokażesz im jaki/a jesteś wspaniała !

WSKAZÓWKA VII :

Naucz się cieszyć z małych rzeczy

Nie od razu Amerykę odkryto, a Kraków zbudowano. Wielka radość zaczyna się od małych pociech. I tak robiąc dzisiaj podsumowanie swojego dnia, zatrzymaj się na chwilę dłużej nad tym, co Ci się dziś udało, co wywołało w Tobie pozytywne wibracje - to pomoże Ci zwalczyć negatywne myśli przed snem, oraz wspomoże proces relaksacji i wyciszenia. Nie oceniaj swoich małych sukcesów jako przypadkowych zdarzeń losu, "farta" lub wyniku splotu szczęśliwych wydarzeń. Naucz się doceniać swoje zasługi tak, jak wymaga tego ogólnoludzkie pojęcie :) Nie stawiaj znaku równości między jednym małym szczęściem, a tysiącem niepowodzeń - ta proporcja nigdy się nie uda. Pomyśl o tym, co sprawiło, że ten dzień był lepszy od pozostałych - i z tą myślą zaplanuj kolejny dzień. A żeby bardziej docenić piękno małych rzeczy, nie stawiaj sobie wygórowanych celów, zacznij od tych mniejszych, prostszych do osiągnięcia. Jestem pewna, że to zmotywuje Cię do podejmowania dalszych działań ! :)


Mam nadzieję, że udało mi się sprawić, by Twój zły humor, smutek i poczucie osamotnienia gdzieś pierzchły, chociażby na krótką chwilę ;) Pamiętaj : błędy są drogowskazami na drodze naszego doświadczenia i nikt, ale to naprawdę nikt się ich nie ustrzeże. Głupio jednak byłoby tkwić wciąż przy jednym drogowskazie, gdy do pokonania jeszcze tyle drogi, nie sądzisz? :D A zatem, uśmiechnij się, zepnij pupę i rusz z głową do góry w nowy dzień, mając w głowie powyższe wskazówki -  trzymam za Ciebie kciuki, bo wiem, że sobie poradzisz z każdą przeciwnością, która pojawi się na Twojej drodze ;) Wspaniałego wieczoru Kochani ! ^^

czwartek, 27 października 2016

"Praktycznie" i tanio - kiedy ludzkie życie jest mniej warte niż mieszkanie.

Hej, cześć !

Wiem, że ostatnio marnie wywiązuję się ze złożonych obietnic i że na następny wpis musieliście czekać aż dwa tygodnie, ale myślę, że było warto.

O temacie aborcji jest ostatnio równie głośno, jak swego czasu o LGBT, wojnach i tym podobnych rzeczach. Temat ten jednym już się przejadł, inni dalej wytrwale go zgłębiają, cały czas organizując marsze albo "za", albo "przeciw" dokonywaniu aborcji. I choć można się już pogubić w tych ruchach "prolife" i "anty-life", to mnie ostatnio osobiście zbulwersował jeden przypadek, głośny w mediach, dotyczący wokalistki Natalii Przybysz, z działającego, przynajmniej dawniej, zespołu Sistars.

Wiem, że o aborcji już pisałam. Wiem, że znacie już moje zdanie na ten temat. Ale muszę, po prostu muszę napisać o tym raz jeszcze. Pani Natalia ogłosiła bowiem światu, że będąc matką (!) dwójki dzieci, zdecydowała się na "skrobankę" trzeciego dziecka, bo ... nie chciało jej się zmieniać mieszkania na większe.

Do jakich czasów doszła ludzkość, że dziś nasze życie jest mniej warte niż mieszkanie, samochód, markowe ciuchy? A skoro jest tak już teraz, to co czeka nas w przyszłości? Przybysz pokazała swoją wypowiedzią jak nisko upadła etycznie. Gdyby zagrażała jej choroba - okej, choć sama jestem sceptykiem dokonywania zabiegów przerywania ciąży. Gdyby ją zgwałcono - też można by było jakoś to przełknąć. Ale k... mać, serio? Zabić własne dziecko, by nie ruszyć dupy i nie zmieniać mieszkania? Dodajmy, że skoro jest rozpoznawalna, to nie cierpi na brak gotówki. To żałosne, że w ogóle się tym chwali. To tak, jakby powiedzieć : "zabiłem sąsiada, bo jego komar ugryzł mnie w dupę".

Staram się szanować ludzi, jeśli trzeba, łagodzić swoje postawy wobec nich, ale wobec takich osobników jak Natalia Przybysz, szacunku nie mam i mieć nie będę. Jeśli potrafisz zabić własne dziecko, bo żal nie chcesz zmieniać poziomu życia, na którym jesteś, lub też żal ci pieniędzy na nowe mieszkanie, mimo, że MOŻESZ SOBIE NA NIE POZWOLIĆ, to dla mnie pływasz w rynsztoku, pośród ekskrementów. Sorry, możesz mnie kochać za to co napisałam, możesz mnie nienawidzić - ja takimi ludźmi zwyczajnie gardzę.

Ludzkie życie winno być najwyższym dobrem i otaczane powinno być największą troską. Niedopuszczalne jest porywanie się na nie, zwłaszcza, gdy jest zbyt bezbronne, by bronić się samemu. Nachodzi mnie teraz myśl, że zabijanie dziecka w łonie, hmm ... "matki", jest trochę jak boksowanie boksera po jawnym nokaucie na ringu, gdy leży nieprzytomny z rozwaloną szczęką. Nie jest w stanie się bronić, przed atakiem z zewnątrz.

Ludzie popełniali różne straszne okropieństwa w historii świata, ale zawsze przyświecała temu jakaś wątpliwa idea - wojny wybuchały, by jedno państwo mogło zająć terytorium drugiego. Królowe mordowały krewnych, by zapewnić swoim dzieciom jak największą władzę. Stalin mordował tyle tysięcy niewinnych ludzi, by utrzymać atmosferę strachu i własny "autorytet" wśród własnego ludu i ludów mu podległych. Ale nikt chyba nie pomyślał o tym, że wartość ludzkiego życia spadnie tak dramatycznie, że będzie ono mniej warte od nowego mieszkania. Czy oto zbliżamy się do czasów, gdy zaczniemy przeliczać ludzi na pieniądze? Nie wiem wobec tego, czy chcę mieć w przyszłości dzieci. Nie dlatego, że jestem na razie na etapie przekonywania się do nich. Nie dla tego, że póki co, pracuję ciężko nad sobą, by dobrze zdawać egzaminy i osiągać kolejne szczeble wykształcenia, by w efekcie dostać w przyszłości chociażby szansę na lepszą pracę. Ale dlatego, bym nie musiała kiedyś ot tak po prostu wycenić ile jest wart mój syn, a o ile lepsza lub gorsza jest moja córka.

Dzisiejsze realia coraz bardziej przypominają kiepski thriller. Ludzie psują się od środka, nazywając to ładnie tolerancją i postępem kulturowym. Jak dla mnie to wcale nie postęp, a regres. Czuję się wycofana z tej epoki - nie rozumiem fascynacji i sprzyjaniu środowiskom LGBT, które teraz coraz szerzej zakreślają swoje spektrum w społeczeństwie. Nie rozumiem szału aborcji, która niedługo wymorduje większość Nienarodzonych. Nie ogarniam idei eutanazji, nawet w przypadkach, gdzie to rodzina jest zmęczona starszym człowiekiem i to rodzina prosi by dziadka/babcię uśpić jak ... psa?

I po co nam kinowe Armagedony, powodzie, szatańskie pożogi, które zdziesiątkują ludzkość? My zabijamy się sami. Każdego dnia. Aktualnie jestem w trakcie czytania książkowej wersji "Inferno", które weszło niedawno do kin. Jest tam taka scena, w której nieznany typ rozmawia z przedstawicielką WHO o problemie przeludnienia naszej planety i o tym, jak wpłynie ono na upodlenie człowieka największymi grzechami opisanymi w Ewangelii. Tak sobie myślę, że natura wyeliminuje nas sama. A raczej nie natura, tylko my sami się wyeliminujemy. I z tych siedmiu, lub nawet ponad siedmiu miliardów, zostanie nas garsteczka, może połowa - a przyznacie, że przy postępie ideologii gender to bardzo prawdopodobne.

Niemniej jednak zakończę wątkiem, od którego rozpoczęłam dzisiejszy wpis - jeśli usuwasz dziecko, bo świat materialny jest dla ciebie ważniejszy, to lepiej weź się mocno zastanów sześć razy zanim cokolwiek zrobisz, a najlepiej wyjdź nocą na autostradę i walnij z byczka w rozpędzoną ciężarówkę. A przede wszystkim pomyśl nad dobrą terapią u ortopedy, bo psychiatra już niewiele zdziała w twoim przypadku.

Kończę swój wpis Moi Drodzy, mam nadzieję, że warto było czekać. Nie wyznaczam kolejnego, konkretnego terminu następnego wpisu - zrobię co w mojej mocy, by wrócić z kolejnym ciekawym tematem. A tymczasem życzę wszystkim miłego dnia :) Do zobaczenia niebawem, Kochani !

środa, 12 października 2016

Z głową w chmurach - pytania i (bez) odpowiedzi.

Witajcie ;)

Witajcie Ci, którzy już skończyliście zajęcia na uczelniach, oraz Ci, którzy dziś muszą jeszcze przygodę z uczelnią odbębnić . Witajcie utrudzeni pracownicy dużych i małych firm, witajcie młodzi i starsi . A Wy dzieciaki, zanim zaczniecie czytać, zapytajcie rodziców o pozwolenie ;)

Jesień to taka pora roku, kiedy nachodzą nas sentymenty. Jedni zgodnie ze starym porzekadłem popadają w dziwny rodzaj jesiennej depresji, inni z kolei czują się wyjątkowo pobudzeni (choć w obecnej aurze są oni w bardzo zdecydowanej mniejszości ;) ) . Jedni się zakochują, inni rozstają. Jedni organizują jeszcze wesela, by związać się ze sobą jeszcze przed zimą, inni właśnie teraz ruszają, by rezerwować lokale na przyszły rok. Tylu jest ludzi i tyle spraw, które zaprzątają ich co dzienne życie. Lubię ich obserwować, a potem spostrzeżenia swoje opisywać na blogu.

I tak ostatnio bardzo często nachodzą mnie przemyślenia na temat moich rówieśników. Mam 20 lat, ale wystarczy tylko odpalić fejsa, by dodać sobie drugie tyle do rocznika. Pierwsze kilkadziesiąt postów zajmują zdjęcia ze ślubów, rocznic, zaręczyn, narodzin nowych dzieci. Bardzo piękne i ważne życiowo chwile, ale szokiem dla mnie jest wiadomość, że jakaś moja znajoma X lub kolega Y już tak poważnie poukładał sobie życie. I tak patrząc na roześmiane twarze, myślę sobie, co jest nie tak, co mnie w życiu omija, że pośród poparowanych w konkretne związki znajomych dalej zaciekle bronię swojej suwerenności, niczym lwica, starając się wyrwać dla siebie choćby jeszcze minutę dłużej niezależności i poczucia indywidualizmu w życiu.

Nie twierdzę tutaj, że gdy moja rówieśniczka wyjdzie za mąż, lub urodzi dziecko, jest skończoną idiotką - moje poglądy ewoluują, dojrzewają wraz ze mną. Kiedyś być może wytknęłabym w jakimś wpisie to, że marnuje sobie masę alternatywnych perspektyw. Dziś już wiem, że to jej życie i tylko ona będzie ponosiła konsekwencje własnych wyborów. Ale chodzi mi o to uczucie, gdy znasz kogoś już ładne parę lub paręnaście lat i nagle widzisz go z dzieckiem na ręku lub w odświętnych strojach, gdy szykują się do ślubu. Wydaje mi się wtedy, że jeszcze wczoraj byliśmy dziećmi, które kłóciły się o miśka w przedszkolu, dzieciakami, dla których jedynym zmartwieniem życiowym było to, czy nauczyciel przypadkiem nie zrobi nam klasówki. A dziś ... ? Niespotykane.

Starsi znajomi, ciocie, wujkowie, ba ! Rodzice i dziadkowie mówili, że po osiemnastce czas zasuwa jak wściekły. Gdy byłam w młodzieńczym wieku wydawało mi się, że to bzdury, w końcu rok nie ulegnie skróceniu do sześciu miesięcy, gdy odbiorę pierwszy w moim życiu dowód osobisty, jednakże dziś już wiem, że był to jedna z najprawdziwszych sentencji życiowych, jakie kiedykolwiek usłyszałam. Dziś dni uciekają mi jeden za drugim, niemalże niezauważalnie, niczym powiew wiatru na policzku. Może to kwestia dojrzewania? Choć paradoksalnie mówi się, że dojrzewanie obejmuje nastolatków, to ja mimo przejścia w okres wczesnej dorosłości czuję, że nadal się rozwijam, pogłębiam swoje przeżycia wewnętrzne, koncentrując się już nie na tym, co było dziś, wczoraj, ale na tym, co czeka mnie w perspektywie. Dom, rodzina, dzieci? Owszem, ale też praca, odpowiednie wykształcenie. To, co wcześniej wydawało się bzdurą, dziś staje się dla mnie jak najpoważniejszym faktem. Zaczynam myśleć życiowo, obserwując ludzi, staram się redukować ilość osądów, nim nie poznam dogłębnie sytuacji. Popełniam błędy, ale coraz rzadziej odczytuję je w kategorii "przypału", zamiast tego traktuję je jako drogowskazy na drodze mojego doświadczenia.

I coraz częściej nachodzą mnie różnego rodzaju myśli, co będzie jutro? Jak potoczą się moje losy? Czy uda mi się nikogo nie zranić w żaden sposób swoim zachowaniem? Czy gdy wrócę do swojego ukochanego domu rodzinnego po tygodniu (obecnie nawet dwóch) spędzonych w Mieście Uniwersyteckim, spotkam moją rodzinę w komplecie? A może ktoś z moich bliskich nagle zachoruje?

A studia? Dopiero co opuszczałam ogólniak, dopiero co rozmawiałyśmy z koleżankami  o tym, jakie kierunki wybieramy i w jakich miastach mieszczą się nasze uczelnie. Potem z bijącym sercem odbieraliśmy wszyscy, jako III D nasze świadectwa dojrzałości. Niepewni co nas czeka, gdzie ostatecznie zakotwiczymy się na te następne trzy, bądź w przypadku innych pięć najbliższych lat. Dziś już tylko nieliczni utrzymują ze sobą kontakt. Początek studiów. Z niemałą obawą wkraczałam do Białegostoku. Szłam sama, niepewna, jak przyjmie mnie grupa. I choć było sporo obaw, dziś mamy już drugi rok studiów w trakcie. Za rok czeka nas obrona licencjatu.

Siedzę i myślę - gdzie ucieka ten czas? Gdzie podziewają się te wszystkie chwile? Jeszcze niedalej jak dwa dni temu piłam kawę w miłym towarzystwie, dziś już jest środek tygodnia, już dopisałam nowe wersy do kolejnego rozdziału mojego życia. Kim będę jutro? Czy poprowadzę dalej bloga? A może zacznę wrzucać coś na YouTube? A może jutra nie będzie, bo Siłą Wyższą przejdę do innego Wymiaru? Siedzę i cały czas się zastanawiam. Czy to pogoda za oknem nastraja tak refleksyjnie? A może już nie potrafię być pocieszną małpką, która dla jednych mówi do rzeczy, dla innych zaś plecie bez sensu?

I choć moje rozmyślania wiele razy schodzą na tematy egzystencjonalne, zahaczające nawet momentami o prądy filozoficzne, nie zapominam, że przecież wciąż jeszcze jestem młoda - mam szansę, by zasmakować życia "pełną buzią", by cieszyć się z małych rzeczy i by przeżywać wszystko bardzo, bardziej, cały czas od nowa. Zerkam na zegar. Kolejne pół godziny minęło. Niedługo już pora się zbierać na ostatnie tego dnia zajęcia. Ostatni raz tego dnia spotkać się ze swoją grupą, z ludźmi, którzy cały czas pozostają dla mnie zagadką. Czy ją rozwikłam? Czas pokaże.

Wybaczcie mi Drodzy Czytelnicy, jeśli spodziewaliście się kolejnej petardy. Dziś postanowiłam przedstawić Wam się z nieco innej strony, całkiem spontanicznie. Jeśli dobrnąłeś/dobrnęłaś jakoś do tego momentu, jestem naprawdę pełna podziwu ;) Kolejny wpis postaram się uzupełnić już jutro. Obiecuję, że będzie już mniej refleksyjny, napiszę o czymś bardziej życiowym i niewątpliwie ciekawszym niż dziś. A tymczasem miłego popołudnia Kochani ! Dziękuję za rewelacyjną poczytność - jesteście moim motorem, który mnie napędza ! Cześć ! :)

poniedziałek, 3 października 2016

Niepełnosprawni.


Witajcie po raz kolejny na moim blogu :)
Studenckie wakacje niestety ju
ż się skończyły i choć witamy ten fakt z bólem w piersi, to jednak mamy świadomość, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić, by odmienić ten stan rzeczy. Jeśli jednak mój blog pomaga Wam choć na chwilę oderwać się od ponurych rozmyślań nad kolokwiami i sesją, to z nieskrywaną radością uraczę Was dzisiaj kolejnym tematem :)

Nie b
ędzie wpisu o tzw. „czarnym proteście”, do którego przyłączyły się też persony z naszego uniwerku, w tym niektórzy wykładowcy. Wpis na temat aborcji i ogólnie mojego podejścia do tego tematu zamieściłam dużo dużo wcześniej, więc myślę, że nie ma sensu się niepotrzebnie powtarzać. Zainteresowanych tym tematem, a niezaznajomionych zbytnio z moim blogiem zapraszam do prześledzenia odpowiedniego wpisu :)

O czym wi
ęc dzisiaj?

Dzi
ś wpis o ludziach paradoksalnie takich, jak my. Ludziach takich samych, a jednak tak odmiennych od nas. Publiczne przekonanie o ich odmienności sprawia, że większość z nas jest do nich uprzedzona, przewrażliwiona na ich punkcie, lub też nastawiona w ten sposób, że są oni zjawiskiem niemalże na miarę UFO, które wylądowało w centrum miasta w samo południe.

Widzimy ich co dziennie. Na mie
ście, w sklepie, w szkole, na uczelniach. Jedni od razu rzucają nam się w oczy, o innych dowiadujemy się dopiero po chwili rozmowy . Nie są jakoś specjalnie wyjątkowi, nie mają dodatkowych supermocy w miejsce zwykłej sprawności, mimo to dalej są ludźmi. A my, zdrowi, często o tym zapominamy i traktujemy ich jak kosmitów. O kim mowa? O ludziach niepełnosprawnych.

Cho
ć ciężko jest nam w większości pohamować litościwe spojrzenie lub odruchy współczucia, gdy widzimy osobę na wózku inwalidzkim, często bez nóg, albo bez rąk, to pamiętajmy, że osoba taka nie zawsze chce naszej litości. W zasadzie to prawie nikt z nich nie chce budzić w innych jedynie współczucia. Owszem, los ich doświadczył, odebrał im to, czego my, pełnosprawni na ogół nie doceniamy, ale to nie metkuje ich od razu jako ludzi specjalnej troski. Wielu z ludzi dotkniętych różnym rodzajem niepełnosprawności dalej realizuje swoje pasje, chociażby takie jak sport, taniec, występy publiczne i tym podobne aktywności. Chcą, by widzieć w nich takich samych członków społeczeństwa jak inni. A nie jako upośledzone kalekie istoty, które powodują potoki łez i ciężkie westchnienia gdziekolwiek się nie pojawią.

Gdy tak pisz
ę o tym, przypomina mi się film z 2006 roku z Chrisem Pine’m w roli głównej, pt. „Randki w ciemno”. Jest to historia niewidomego Danny’ego, któremu brat próbuje pomóc w znalezieniu dziewczyny. Jednak każda z koleżanek brata Danny’ego zamiast zabawnego, inteligentnego faceta widzi przed sobą chłopaka pokrzywdzonego przez los, nad którym trzeba wylać rzekę łez. Główny bohater próbuje robić na tych randkach wszystko, byle tylko dziewczyny zaczęły go „normalnie” traktować, niestety bez rezultatu. Jak toczą się jego losy dalej i czy historia ma happy end? Obejrzyjcie sami. Polecam ;)
Warto jednak w tym wpisie wspomnie
ć, że mimo litości społecznej, jaką budzi osoba niepełnosprawna w większości społeczeństwa, są też tacy, którzy o wiele dotkliwiej sygnują ich na tle innych. Są to pracodawcy.

Nierówne traktowanie ze wzgl
ędu na niepełnosprawność jest dość powszechne wśród większości rozmów kwalifikacyjnych. Pracodawca widząc np. osobę o lekkim stopniu upośledzenia umysłowego, prawie natychmiast ją skreśla w obawie, że narobi ona jedynie strat w prowadzonym przez niego interesie. A jeśli już i taka osoba zostanie jakimś cudem zatrudniona, to i tak jest w pewien sposób dyskryminowana przez szefostwo firmy, w której pracuje. Tutaj z kolei przypomina mi się postać Produce’a z mało popularnego filmu „Anioł nowej nadziei”. Mimo swojej pracowitości i rzetelności w wykonywaniu swoich obowiązków, z uwagi na zespół Downa chłopak jest pomijany przez pracodawcę  przy wyborze pracownika miesiąca.

A co z
życiem prywatnym? Trzeba przyznać, że tutaj my, jako osoby pełnosprawne też kierujemy się pełnosprawnością potencjalnego partnera. Każdy z nas (a przynajmniej jak zakładam, większość z nas), niekoniecznie  bierze pod uwagę związek z osobą obciążoną jakimś defektem. Nawet rodzina w takiej sytuacji płomiennie przekonuje swego syna/córkę, by nie wiązał/a się z kimś, kto „wymaga stałej opieki i troski”. A prawda jest taka, że niepełnosprawny nie jest gorszy od pełnosprawnego faceta o dużym bicku, lub pełnosprawnej kobiety o talii osy. Faktem jest, że wymaga trochę więcej uwagi niż standardowy partner, ale serce ma takie samo. Czasami nawet potrafi kochać mocniej i bardziej szczerze niż ktoś, kto ma obie ręce, obie nogi i w miarę symetryczną twarz . Może dlatego, że nie mając możliwości korzystania z życia w sposób właściwy osobom pełnosprawnym, bardziej docenia to co ma w życiu, oraz osoby, które spotyka na swej drodze?

Jak wi
ęc należałoby podsumować ten wpis? Myślę, że każdy z Was sam wyciągnie wnioski z tego, co dziś przeczytał . Być może jedni dalej pozostaną nieprzekonani w swoim stanowisku o tym, że niepełnosprawni są inni i należy ich traktować jak Obcych, ale mam nadzieję, że nawet tacy choć na chwilę podejmą próbę przemyślenia czy aby faktycznie nie tkwią w błędzie.

I dosłownie ostatnie zdanie do Was, Drodzy Czytelnicy : gdy zobaczycie osob
ę na wózku, z białą laską, lub psem przewodnikiem, czy też kogoś, kto trochę bardziej różni się wyglądem od nas, nie posyłajcie mu litościwych spojrzeń. Zamiast tego podejdźcie i spytajcie, czy potrzebują pomocy na przykład w przejściu przez ulicę, lub  we wsiadaniu do autobusu. Mały gest będzie znaczył o wiele więcej niż cała masa ckliwych spojrzeń i ciężkich westchnień
. Zapewniam !

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Facet z Internetów



Cześć ! :)

Tym razem proponuj
ę Wam temat z innej beczki. Dziewczęta, coś specjalnie dla Was. Facet z „Internetów”.  Zapraszam ! ;)

Tak to ju
ż jest na tym Bożym świecie, że nie każdemu pisane jest od razu spotkać swoją drugą połówkę. Jedni spotykają ją niespodziewanie, niczym grom z jasnego nieba, inni całymi latami tułają się po tym  świecie nie mogąc trafić na tę jedyną osobę. Kiedyś był to spory problem, zwłaszcza, gdy swatka nie potrafiła znaleźć dziewczynie/chłopakowi odpowiedniego kandydata/kandydatki na męża/żonę. Dziś z pomocą przychodzi Internet i masa portali randkowych i czatów, na których można znaleźć setki osób szukających miłości … w sieci.

Nad tym, czy Internet to w
łaściwe miejsce na takie rzeczy jak szukanie  życiowego partnera można by się było zastanawiać w nieskończoność. Jedno jest pewne : sieć gwarantuje nam czasową anonimowość kontaktu i wygodę komunikowania się. Jednakże prócz tych oczywistych zalet istotnym jest też fakt, że każdy, dosłownie każdy, może podszyć się pod dowolną osobę i upłynniać tam swoje nieczyste zamiary wobec osoby, z którą w danym momencie się kontaktuje. Mimo to, przykłady szczęśliwych par, które poznały się właśnie w ten sposób, dalej zachęcają rzesze ludzi do korzystania z internetowych wyszukiwarek celem odnalezienia ideału, z którym spędzą resztę życia (lub roku ;) ) .
Z czystej ciekawo
ści założyłam konto na jednym z portali tego typu, by prześwietlić fenomen tego rodzaju poznawania ludzi. Padło na stronę badoo.pl, części z Was pewnie bardziej lub mniej znaną. Noo i szczerze mówiąc „dupy nie urywa”. Oczywiście jako blond singielka na dzień dobry dostałam masę wiadomości i polubień od chłopaków tam zalogowanych, ale nie mogę powiedzieć, by znajdowała się tam inteligencja polska. Co prawda wśród potencjalnych rozmówców znalazło się kilka ciekawych osób, z którymi kontakt byłby nawet do przedłużenia, lecz ze smutkiem stwierdzam, że większość panów nie miała nic konkretnego w głowie. Po tygodniu korzystania z tej strony zamknęłam konto, by nie kontynuować tej komedii w nieskończoność.

Tak wi
ęc po części na podstawie własnych tygodniowych doświadczeń, po części zaś z obiegowych opinii osób mogę stwierdzić, że na takich portalach występuje trzy, do czterech typów facetów : maminsynki, kozacy-showmani, zombie bez krzty wigoru w sobie oraz faceci, którzy szukają, ale w zasadzie sami nawet do końca nie wiedzą, gdzie ich to szukanie zaprowadzi. Nie da się jednoznacznie powiedzieć, że nie ma tam ani jednej osoby, której warto poświęcić chwileczkę rozmowy, jednakże trudno spodziewać się, że to właśnie w „Internetach” znajdziemy swojego ukochanego księcia z bajki, który okaże się tym jednym, jedynym, nad wszystkich pozostałych. Prawdopodobieństwo natrafienia tam na kogoś normalnego równa się prawdopodobieństwu przeżycia ataku szaleńca z bronią maszynową w ręce. Najczęściej panowie szukają tam przygód, sponsoringu, lub właściwie nie wiadomo czego, w nadziei, że znajdą głupią gąskę, która chwyci ich głodne teksty.

Czy wi
ęc naprawdę nie ma szans dla  dziewcząt szukających romantycznego kawalera w świecie światłowodów i systemu zero-jedynkowego? No cóż, szansa jakaś jest zawsze. Prawdą jest jednak,  że większość takich „związków” rozpada się w krótkim czasie. Jeśli więc lubisz rozczarowania – ten świat stoi przed Tobą otworem ;)

Co do tych „w miar
ę normalnych” kolesi  … Czasami w kupie popiołu odgrzebiesz niewielki diamencik, ale zdarza się to nader rzadko. Podczas mojego „pobytu” na badoo jeszcze takiego nie spotkałam – może za krótko tam byłam? :/

Podsumowuj
ąc : zamiast gapić się godzinami w ekran, wyjdź na miasto. No, chyba, że szukasz rozrywki – wówczas portal, czat, etc może okazać się fajnym rozwiązaniem na zabicie wieczornej nudy.

Zatem moja opinia? Facet „z Internetu” to szansa na tani
ą rozrywkę, popis umiejętności flirciarskich i tym podobnych. Jednak związki z takimi osobnikami, choć bywają wyjątkowo przepełnione pasją i ogniem,  rozpadają się stosunkowo szybko. Tak więc nie polecam „faceta z internetu” jako alternatywy na randkę.

Bardzo prosz
ę Kochani, udostępniajcie/przesyłajcie link do mojego bloga dalej znajomym, zapraszajcie ich do lajkowania mojej stronki na facebooku niezaleznaopinia.com i po raz któryś z kolei dziękuję Wam, że jesteście i cierpliwie brniecie przez lekturę mojego bloga  :) Gdy widzi się wysoki wskaźnik odczytań posta, od razu sto razy bardziej motywuje to do pisania kolejnych wpisów . A tymczasem bajecznego wieczoru Kochani ! Buźka :)