Translate

czwartek, 31 marca 2016

O (nie)przydatności człowieka jako takiego w dzisiejszych realiach.

Hej !

Ach ta wiosna ! Słoneczne dni, temperatura coraz wyższa, wszystko dokoła ożywa na nowo po zimowej hibernacji . Aż chce się żyć ! Siedzenie w mieszkaniu w tak ładną pogodę to niemalże zbrodnia - niestety, popełniam ją świadomie z braku potencjalnego partnera do spaceru.

Dzisiaj chcę napisać o kolejnej bolączce współczesności, która już od jakiegoś czasu stała się niemalże światową normą. O UPRZEDMIOTOWENIU człowieka.

Dużo się mówi o tym, że współczesny człowiek powinien umieć pracować w zespole, że powinien być elastyczny, tolerancyjny, otwarty na nowe doświadczenia itd itp etc. Że "siła w kupie", a nie w samodzielnym działaniu. No cóż. Jakaś logika wewnętrzna w tym jest. Ale idąc tym tokiem rozumowania łatwo sprowadzić się ... do roli czyjegoś narzędzia.

Przykrym jest fakt, że dziś człowiek występuje bardziej w roli PRZEDMIOTU zamiast PODMIOTU. I choć częstą uwagę zwracają na to humaniści oraz ci studiujący nauki społeczne, jak choćby pedagogika, to mimo to niewiele zmienia się w postawie ludzi wobec siebie. Dziś człowiek jest sprowadzony do roli garnka, komputera, butów. Brzmi śmiesznie? A zastanów się ilu ludziom jesteś potrzebny właśnie kiedy jesteś potrzebny? Ilu ludzi wypina się na co dzień na Ciebie tyłkiem, ale gdy potrzebują kogoś do czegoś zwracają się do Ciebie? Ile razy w pracy spotykasz się z taką sytuacją, że koleżanka lub kolega z sąsiedniego biurka udaje, że Cię nawet nie zauważa, a kiedy potrzeba znaleźć kogoś na zastępstwo, lub gdy trzeba komuś wepchnąć część swojej pracy, bezproblemowo Cię odnajdzie? No właśnie. Dziś nawet w przedszkolach zaczyna się pojawiać taki model zachowania -jesteś mi potrzebny, OK, ale jak już osiągnę swój cel to au revoir.

W tym miejscu zadam pytanie stawiane normalnie przez nasze babcie : CO SIĘ DZIEJE Z TYM ŚWIATEM? Dokąd on zmierza? I jak długo jeszcze ludzie będą dla siebie wilkami? Może jestem wycofana z tej epoki, ale uważam, że ludzie powinni raczej wyzbyć się takich zachowań. Jeśli chcesz na kimś skorzystać, tj uzyskać ode kogoś pomoc, jakąś korzyść, to pamiętaj o tej osobie nie tylko wtedy, gdy przychodzisz do niej z prośbą z prośbą, ale też przy innych okazjach, gdy planujesz jakieś rozrywki, gdy jedziesz z tą osobą jednym autobusem/tramwajem/metrem. Nie bądź jak tępy pustak, jak kolejny wycięty z szablonu szary człowiek, który aż na kilometr cuchnie intencjonalnością i interesownością.
Patrząc na to, co się dzieje, odnoszę czasami wrażenie, że dziś człowiek w aspekcie osobowym jest wręcz innym nieprzydatny. Że nie liczą się jego uczucia, przeżycia, zdanie, że znaczenie ma tylko jego przydatność do określonych celów, to, na ile jesteś w stanie roboty odwalić za kogoś drugiego, jak długo pozwolisz na sobie jeździć komuś, kto na co dzień ma Cię krótko mówiąc w dupie. Dziś człowiek, który ośmieli się mieć własne zdanie na jakiś temat i o zgrozo (!) ma czelność je głośno wyrazić jest osobnikiem niepożądanym, wyłamującym się ze sztywno ustalonych reguł dzisiejszego świata.

Mam do Was prośbę Drodzy Czytelnicy. Nigdy nie bądźcie osobami, które w ten sposób wykorzystują innych. Miejcie na uwadze drugą osobę nie tylko wtedy, gdy jest Wam do czegoś potrzebna, ale stale - gdy zamierzacie iść do kina, na basen, gdy przechodzicie korytarzem w pracy/na uczelni/w szkole/w galerii handlowej, rzućcie jej czasem miłe słowo na powitanie, zatrzymajcie się, by chwilę z nią porozmawiać. Nie bądźcie obojętni.

wtorek, 29 marca 2016

Współczesny kanon ... piękna ?

Witajcie !

Po kilkudniowej przerwie wracam do Was z nowym postem ;) Mam nadzieję, że święta minęły Wam w sympatycznej, rodzinnej atmosferze i że już niebawem zacznie się sezon na "spalanie świątecznych kalorii" . No tak, polskie święta  - smakołyków na stole zabraknąć nie może, za to po nich zostaje megakac moralny z rodzaju "wyglądam jak milion ... kilogramów".

No ale do rzeczy. Dziś chciałabym wziąć na warsztat tzw. "modę na bycie fit".

Okej, żeby uporządkować sobie od razu tę kwestię. Jeśli ktoś o siebie dba i robi to z rozsądkiem, to okej, fajnie to wygląda i ogólnie osoba taka budzi zainteresowanie otoczenia. Nie przeczę, że na ten przykład dziewczyna, która ma ładnie wyrzeźbioną sylwetkę i ogólnie dba o swój wygląd jest "błe". Lub też facet, który odwiedza siłownię, by zrobić coś dla swojego zdrowia lub pasji, jest tępym muflonem, który nie ma się czym w życiu zająć. Ale chciałabym spojrzeć też na tych, którzy hmm ... "odbiegają od powszechnie uznanego kanonu piękna". A więc o ludziach "kilogram+".

Mówi się, że nawet 40% ludności cierpi na nadwagę i choroby z nią związane. No cóż. Nadwaga jest problemem wielu zarówno kobiet, jak i mężczyzn, nie zawsze powodowana jest przez nadmierną "żarłoczność" człowieka. Często za "nieestetyczny" wygląd odpowiadają złe geny . No ale, na ogół nawet takie przypadki wrzuca się do wora z napisem "wieloryby".

Chciałabym jednak spojrzeć na problem nieco inaczej. A w zasadzie zadać sobie i Wam pytanie : Czy człowiek z nieco większą masą ciała może być piękny? Czy jesteśmy raczej skazani na bezlitosne metkowanie ludzi tymi, którzy są piękni, szczupli i wysportowani i tymi, którzy są obleśni w swoim wyglądzie?
Otóż uważam, że piękno jest niezależnym przymiotem od wagi i wyglądu. Pojęcie piękna i brzydoty siedzi w naszej głowie. Dla mnie bycie nieco bardziej "puszystą" potrafi być na swój sposób piękne, dla Ciebie Drogi Czytelniku może to być coś obrzydliwego. Wszystko jest kwestią tego jak się czujesz we własnym ciele i czy potrafisz je w pełni zaakceptować. Wiem, że na ten temat napisano całą masę artykułów i porad, więc nie będę się bawiła w takie rzeczy, pragnę jednak zaznaczyć i wyraźnie Wam podkreślić : zagłębiając się we własne kompleksy, zagłębiasz się w swoją brzydotę.
Wiem, że żyjemy w czasach, gdzie większość z nas jest wzrokowcami. Większość panów woli szczupłe, ponętne panie, które w skrajnych przypadkach można pomylić z wieszakiem na ubrania, a te z większym "ciałkiem" omija, ale serio - nie wszyscy są tacy. Prawdziwe piękno tkwi w środku człowieka, w jego gestach, słowach, poczynaniach, postawie życiowej i stosunku do innych. Gdyby była facetem wolałabym już związać się z korpulentną (nawet w małym stopniu) kobietą, która ma dobre serce i umie kochać człowieka za to kim jest, niż szczupłą kusicielkę, która kochałaby tylko mój portfel.

Przez wszechobecną presję społeczną, reklamy i banery promujące szczuplusieńkie kobiety i przypakowanych ciut z przesadą mężczyzn, osoby parające się z kilkoma "nadprogramowymi" kilogramami chowają się w cieniu, unikają innych, wolą spędzać czas samotnie, nie wychodzą do ludzi. Boją się wyśmiania, drwin ze swojego wyglądu, przeczuwają dyskomfort w przebywaniu wśród innych, szczuplejszych osób. Ukrywają się wraz ze swoim problemem, nasilając tym ryzyko wystąpienia nawet (!) stanów depresyjnych. Ale po co ? Jestem korpulentna, ale potrafię być piękna! Mam o kilka kilogramów więcej, ale nadal umiem być atrakcyjnym mężczyzną ! Założę się, że taka ciągle powtarzana mantra poprawiłaby samoocenę niejednej osoby.

Słyszysz za swoimi plecami złośliwe szepty? Olej to. Najwyraźniej ludzie, którzy dopuszczają się złośliwego plotkowania na temat Twojego wyglądu mają baaaaaaardzo nudne życie, skoro sięgają już po takie tematy. Współczuj im - to takie smutne, gdy komuś brakuje atrakcji w życiu ....

Wierzcie mi, miałam kiedyś problem ze swoim wyglądem - bo cycki za małe, za to tyłek jak stodoła. Na facjacie więcej pryszczy niż wulkanów na ziemi ognistej. Widziałam swoje szczupłe koleżanki, widziałam jak budzą pozytywne zainteresowanie naszych kolegów. I czułam się wtedy ... źle. Nie, to mało powiedziane. Czułam się całkiem do dupy. Podejmowałam próby schudnięcia we własnym zakresie, ale to nic nie dawało. No, może spadło tam kiedyś z dwa kilogramy po miesiącach katorżniczej pracy nad sobą. I wiecie co? W końcu przyszedł moment, kiedy doznałam olśnienia. Stwierdziłam, że mój charakter jest sto razy istotniejszy od tego, co widać na zewnątrz. I wiecie co? Zadziałało. Ja też zaczęłam budzić zainteresowanie chłopaków.

Nie przytoczyłam bynajmniej swojego przykładu po to, by się Wam wyżalać, pokazać jaka ja strasznie biedna byłam itd. Chciałam pokazać na swoim przykładzie, jak osoba, która kiedyś miała całą masę kompleksów przeistoczyła się w kogoś, kto potrafi puścić koło tyłka złośliwe komentarze i skupić się na tym, co naprawdę istotne - a to jak na paradoks wcale nie wygląd.

Dziś mam odwagę popatrzeć ludziom w oczy. Olać to, czy mój wygląd im odpowiada czy nie. Być sobą.

Dlatego podsumuję swój dzisiejszy wpis takim wnioskiem : dbanie o siebie, uprawianie sportu, ruch są okej. Chodakowska, Lewandowska, czy z kimkolwiek nie ćwiczysz - spoko. Ale nawet, jeśli masz te kilka kilogramów za dużo to nadal masz szansę na bycie piękną i stworzenie jakiejś konkurencji tym szczupłym i wysportowanym laskom.
I jeszcze jedno : to mit, że laska "puszysta" nigdy w życiu nie może zakumplować się ze szczupłą sportsmenką. To tylko kwestia przełamania w sobie paru barier.

Pozdrawiam Was serdecznie Moi Drodzy i życzę miłego, wiosennego wieczoru :)

wtorek, 22 marca 2016

Zamach w Brukseli. Obsesja islamu.

Witajcie.

Dziś miały być eseje, które wczoraj Wam obiecałam, ale temat wpisu znów się zmienił, pod wpływem tego, o czym dziś huczno w internecie. Domyślacie się o czym mówię? Tak, chodzi o zamach w Brukseli, w którym zginęło wg aktualnych ustaleń 34 osoby, 100 zostało rannych, a wśród poszkodowanych znaleźli się także Polacy. Chyba teraz rozumiecie, czemu temat wpisu znów uległ zmianie w ostatniej chwili.

Choć część z Was uzna, że się powtarzam, ponownie zahaczając o temat islamu, uchodźców, bomb i tym podobnych rzeczy, bo przecież całkiem niedawno dokonałam podobnego wpisu pt. "Uchodźcy", to jednak chcę dziś powrócić do tego wątku. A konkretniej dzisiejszym wpisem chcę wycelować w tych, którzy dalej ślepo popierają przyjęcie uchodźców (choć faktem jest, że pozostają oni w mniejszości).

Dzisiejsze doniesienia powinny otworzyć oczy tym, którzy mimo wszystko dalej pozostają otwarci na wpuszczanie tych morderców do naszego kraju - to jest Euroentuzjastom, feministkom, odłamom proPo-wskim i wszystkim tym, którzy dalej stają na barykadach i usiłują przekonać nas wszystkich do tego, że islamiści to potulne baranki, które są dla nas całkowicie nieszkodliwe. Macie oto proszę przykład : zaczęło się niedawno od Francji, przechodzi przez Belgię. Przez "serce Europy". Wszystkie ataki są dziełem islamistów, zamachowców-samobójców, którzy są spod znaku półksiężyca. Uderzają po kolei w każdy naród, chcąc wymusić na Europie przyjęcie swojej pociapanej religii, kobiety wcisnąć w prześcieradła, a mężczyzn zaprząc do swego jasyru. DRODZY ZWOLENNICY PRZYJMOWANIA UCHODŹCÓW ! A raczej winnam napisać : DRODZY GŁUPCY ! Czy w kontekście tego, co  się dzieje na świecie, śmierci tylu niewinnych osób dalej śmiecie twierdzić, że nasz kraj powinien wyciągnąć rękę do ludzi, których jedynym celem jest skolonizowanie Europy i zislamizowanie jej społeczeństwa lub wyrżnięcie połowy w pień?

Chciałabym, żeby dziś ci, którzy bronią Syryjczyków, Afgańczyków i innych, którzy uciekają do nas przez morze, stanęli przed rodzinami ofiar zamachu nie tylko tego, ale i każdego z poprzednich i powiedzieli patrząc im prosto w oczy, że musimy przyjąć uchodźców. Że musimy im pomóc, bo taki jest nasz moralny obowiązek. Chciałabym, by ci ludzie patrzyli na reakcję rodzin pogrążonych w żałobie nad ciałami swoich zmarłych, by wylano na nich całe wiadra pomyj, jakich nie znajdziecie nawet u mnie na blogu. Lub też inaczej : skoro zaciekle bronisz Półksiężyców, to przywiąż się drutem do zamachowca, który ma się za sekundę rozsadzić. Idź z nim do tego ich Allaha, zostań z nim aż do końca ! Dlaczego żaden z Was, o ci islamoentuzjaści nie pójdzie do jakiegoś tam Ahmeda, Hassana czy innego i nie powie "Hej, chodźmy się gdzieś razem rozerwać !" No dlaczego? Boicie się ludzi, za których gotowi jesteście zginąć? Przecież oni są Waszym zdaniem niegroźni ! Więc w czym problem ?

Polacy. Mówicie, że Narodówka to zbiry, banda łobuzów, faszyści, ludzie, którzy nawet pustelni nie mają w głowach. Nieroby i zakała narodu. Że powinno się nas leczyć, wsadzać do zakładów zamkniętych lub do więzienia. Ale to Narodówka cały czas podkreślała, jak wielkie czeka nas zagrożenie, jeśli wpuścimy tą plagę do Europy. Odkąd głośno zaczęło się robić o rozkazie Fuhrera Angeli Merkel o przyjmowaniu tych terrorystów do państw członkowskich UE, Narodówka grzmiała jak dzwon, nagłaśniając i organizując pochody i marsze antyimigranckie. Czy dziś, gdy widzicie jak wiele racji mieli działacze tej frakcji, dalej twierdzicie, że jesteśmy tylko po to, by siać zniszczenie i rozwalać marsze niepodległościowe? Niech moje słowa obrócą się w niwecz, ale gdy islamiści dotrą do Polski to Front Narodowy będzie drugą (a kto wie, może nawet i pierwszą) siłą do walki z nielegalnymi imigrantami niosącymi Europie śmierć. Brońcie nie tylko siebie, swoich rodzin, domów, ale także Krzyża. Bo o ile niektórzy z Was twierdzą, że hierarchowie Kościoła są dla Was jak wrzód na dupie i uzurpują sobie prawo do Waszych pieniędzy, czasu, zarządzania Waszym życiem prywatnym itd, o tyle islam zniszczy Was do cna.

Kończę dziś swój wpis, drodzy Czytelnicy. Pamiętajcie o wszystkim tym, o czym dziś Wam napisałam i nie dajcie sobie robić wody z mózgu przez proislamizacyjne środowiska. Uhonorujmy też pamięć ofiar i poszkodowanych, zwłaszcza  dwóch Polaków w dzisiejszym zamachu, wszystkich tych, którzy nigdy nie zobaczą się już ze swoimi rodzinami przez chorą obsesję wyznawców Allaha. RIP [*]

poniedziałek, 21 marca 2016

Student ofiarą struktury akademickiej.

Dzień dobry. Dziś o monotonni życia studenta.

Niby studenckie życie kojarzy się wszystkim z pasmem nieprzerwanych imprez, upaleniem się do granic możliwości i megakacem następnego dnia. No to pora wyprowadzić nieco ten mit i opowiedzieć jak to wygląda wszystko "naprawdę" okiem studenta pedagogiki.

 Imprezy imprezami, wiadomo, studenckie czwarteczki jak sama nazwa wskazuje nie są przeznaczone dla zmęczonych życiem emerytów z Ciechocinka, niemniej jednak nie wszyscy mają czas z nich skorzystać. Jak więc wyglądają realia studenckiego życia?

Masa notatek do zrobienia, góra materiału do przerobienia, forteca książek, przez które nie przebija się nawet światło słoneczne. Eseje, artykuły, streszczenia, recenzje, a to wszystko na jutro. Aaaa, no i jeszcze trzeba się pouczyć na dydaktykę, bo przecież będzie wyjściówka. Gdzieś coś dzwoni. No tak, kolejne przypomnienie o projekcie, który miał być przygotowany na wczoraj. A jutro trzeba śmigać do czytelni po kolejne materiały, bo X projektów jeszcze jest do zrobienia. Czas wolny? A co to jest? Hmm,, to chyba takie coś, co było jeszcze przed maturą ... Tak. Potem już takie cudowne zjawisko nie występowało. Gdzieś na fejsie wyskakuje okienko nowego czatu. Ooo, może ktoś chce skoczyć do kina i pisze z propozycją terminu? Albo jest organizowana jakaś impreza? Aaa nie, to tylko koleżanka pyta o notatkę z historii wychowania. Jasny gwint ! To jeszcze i to do zrobienia? O losie.

Na zegarze prawie 22. Łóżko jakby atrakcyjniej prezentuje się w przyciemnionym świetle lampki nocnej. Poduszka dumnie eksponuje się na nim. Jednak kajdany obowiązku bezlitośnie ściągają z powrotem do książek. Sen? Na co komu sen? To tylko zbędne marnowanie czasu. Wczoraj pan doktor powiedział, że musimy się wysypiać i nie możemy przemęczać organizmu. A zaraz potem zadał nam kolejne wypracowanie na podstawie źródeł, których szukać pozostaje tylko już w dupie u Murzyna, bo biblioteka uniwersytecka nigdy o takich książkach nie słyszała nawet, a jeśli już, to najstarsze bibliotekarki nie pamiętają, by miały ją w swoich księgozbiorach.

Z ekranu laptopa widać artykuł na dydaktykę. Limit dwa tysiące znaków ze spacjami. Mam 2001. Och, Boże !

To nic. Odbiję sobie wszystko w weekend. Ooo tak, wyśpię się, wyłączę na amen, zostawię uniwersytet daleko za sobą. Nic mi nie zmąci spokoju.
Oprócz zbliżającego się czwartku. Co z tego, że masz już w grupie wszystko dogadane odnośnie projektu - pani doktor zmieniła zdanie i może wam tą grupę rozwalić. Ale spokojnie, to normalne ;)

Można by tak godzinami poszerzać listę codziennych bolączek studenta, ale po co ? Ten, kto jest na bieżąco w temacie nie musi o tym czytać, ci, co mają to za sobą będą twierdzili, że problem jest wyolbrzymiany. Jednak mnie nachodzi inna refleksja : rozumiem, że ci wszyscy profesorowie, doktorzy, magistrzy i cały tabun wybitnie wykształconych ludzi musi przerobić swoje czy to się studentom podoba, czy nie i że nikt nikogo na studia koniami nie ciągnął, ale czy nie sądzicie, że momentami na uczelni wykładowcy jawnie przeginają ? Mnie rozwala osobiście jeden argument wykładowców : "Wy drodzy państwo będziecie musieli zrobić to i to, aby zaliczyć przedmiot, bo poprzednie roczniki pokazały, że dobre serce nic nie daje". OMG. W tłumie uczciwych ludzi znajduje się siedmiu złodziei. A co to ma za znaczenie. Wszystkich zamknijmy za przewinienia tej siódemki -.-
To, że poprzednie roczniki dały ciała w jakimś aspekcie, to wcale nie oznacza, że rocznik, który teraz dotarł na studia ma być gorzej traktowany niż tamci. Chcecie utrzeć nosa studentom, drodzy wykładowcy? To kierujcie swoją zemstę na tych, którzy Wam zawinili, a nie na tych, którzy doszli.

Jest takie jedno przysłowie, które pewnie częściej usłyszycie na wiosce niż w mieście, no ale. "Kaczki grykę zjadły, bocian w dupę dostał". A ja postuluję, aby to nie bocian obrywał, a żeby to kaczkom urządzić akademicką eksterminację za ich błędy. Jeżeli wpajacie nam Drodzy Państwo zasadę uczciwości i autentyczności, bo pedagog/wychowawca/nauczyciel nie może być oszustem lub człowiekiem wyraźnie stronniczym, to sami dajcie nam taki przykład. Nie uczcie nas swoją postawą hipokryzji i pójścia na łatwiznę. Pokażcie co to znaczy być wiernym swoim ideałom. Jak winien zachować się dobry pedagog. No ale ... po co ja się tutaj produkuję. I tak nie czyta mnie żaden wykładowca, a jeśli i nawet trafiłoby się coś takiego, to wsadzi sobie głęboko w "odbyt" mój apel. Więc mogę co najwyżej, niczym niedoceniony muzyk, brzdękać do ściany.

Zapraszam do odwiedzania mojego bloga i dzielenia się linkiem z innymi. Czytajcie, dawajcie +1 lub okejki - za wszystkie formy Waszej aktywności będę Wam niesamowicie wdzięczna. Jutro zamiast wpisu esej z poglądów pedagogicznych Grzegorzewskiej i Dawida. Miłego popołudnia Kochani !

niedziela, 20 marca 2016

Spowiedź stulecia ;x



Witajcie !

Ten wpis z małym poślizgiem, ale myślę, że też warty uwagi.

Z racji nadchodzących świąt i mojej wczorajszej spowiedzi (tak, tak, teraz tydzień bez bluzg) chcę napisać o … no właśnie. O tejże spowiedzi. Tak.

A więc do dzieła !Oto moja prywatna historia z wczoraj .
W liceum miałam religię z pewnym księdzem, którego ceniłam za sposób prowadzenia zajęć i podejście do uczniów. Ogólnie lubiłam religię, ponieważ  był to przedmiot refleksyjny, można było zadumać się nad tym wszystkim itd. A ja odkąd pamiętam lubiłam usiąść i zastanowić się nad światem, ludźmi i sensem życia. Taka tam, refleksyjna dusza w nieogarniętym ciele :D


Ksiądz Darek był nawet spoko, zawsze dał jakiegoś suchara na lekcji, ogólnie budował fajną atmosferę, że człowiek aż wyczekiwał tego czwartku lub wtorku, kiedy to mieliśmy z nim zajęcia. Jednakże jakkolwiek fajnie by nie było, mało kto chciał na niego trafić do spowiedzi. No wiecie ... To trochę tak, jakby spowiadać się bratu, ojcu. Widzisz człowieka na codzień i co z tego, że niby jest "narzędziem w rękach Boga". Ale to "narzędzie" na Ciebie patrzy, z Tobą rozmawia no i ogólnie pozostaje taki niesmak, dyskomfort, że oto patrzy i wie, co żeś tam przeskrobał/przeskrobała.


Ja niestety/stety miałam to "szczęście" i wczoraj trafiłam akurat na NIEGO. Choć siedząc sobie przed konfensjonałem uparcie usiłowałam sobie przypomnieć co ja niby takiego ostatnio nawyczyniałam, by poczynić z tego konkretną listę grzechów, to  bacznie obserwowałam gdzie pójdzie który ksiądz. Nagle z zakrystii wychodzi ks. Darek. "Niech ksiądz pójdzie dalej, niech ksiądz pójdzie dalej" - mantra wyparła mi z głowy skutecznie myślenie o moich postępkach. No ale oczywiście. Jak to zawsze w moim przypadku. Wszyscy pozostali poszli dalej, a on wmeldował się w konfensjonał najbliżej mnie.


"Mogłaś zmienić księdza, co to za filozofia?" - pomyślicie. No tak, w teorii mogłam. W praktyce tłum ludzi w kościele, starsi "bywalcy" Mszy Świętych lustrują uważnie z ławek ilu młodych grzeszników postanowiło z oporami przyjść na rekolekcje do spowiedzi. Przede mną ze trzy osoby, za mną  chyba z osiemdziesiąt (no dobra, trochę przesadzam, ale ogonek był naprawdę spory) . U innych księży też kupa ludzi. "Zmówili się wszyscy na dziś, czy co?"-  pomyślałam z narastającym przerażeniem obserwując jak ogonek przede mną zaczyna topnieć. No ale co, przed księdzem będę uciekać? "TAK!" - zawrzeszczała moja podświadomość, ale realizm natychmiast kazał jej zamknąć jadaczkę. No cóż, widok "uciekiniera spod konfensjonału" mógłby zostać źle odebrany, więc postanowiłam zostać. I potem zaczęłam tego żałować.


Gdy nadeszła moje kolej no to wiadomo, niech będzie pochwalony, na wieki wieków, ostatni raz u spowiedzi byłam ..., itd itd. No z grubsza każdy, a przynajmniej większość obczaja tę klasykę. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby ksiądz nagle nie zrobił pauzy, nie przyjrzał mi się uważnie przez kratkę w konfensjonale i z pełną powagą powiedział : "My to się chyba już znamy !". Ponadto zaczął wspominać to, co przerabialiśmy rok temu z naszą klasą na katechezie.

To zupełnie wybiło mnie z rytmu. Mogłam tylko zamilknąć i wybełkotać coś niezrozumiale jak idiotka.

Choć może to i nic strasznego,to nigdy jeszcze nie miałam takiej spowiedzi. 

Ksiądz zupełnie mnie zaskoczył. Zaskoczył do tego stopnia, że postanowiłam napisać o tym na blogu :D No ale w końcu ... ks. Darek słynął z nietuzinkowego podejścia do człowieka :D


Miłej niedzieli Miśki ! Do jutra :)

piątek, 18 marca 2016

Święte krowy czy zwykli ludzie?

Witajcie !

Dziś kolejny temat z serii : co się kurwa z tym światem dzieje?

Chciałabym podzielić się z Wami dzisiaj historią, którą opowiadała mi dwa dni temu koleżanka na jednym z meeeegaaanudnych wykładów na naszym uniwerku. Rzecz się miała o studentce w zaawansowanej ciąży, którą publicznie zhejtował ... profesor prowadzący egzamin.

Wyżej wymieniona przyszła na jeden z egzaminów na swoim kierunku (bodajże chodziło o prawo). No ale wiecie jak to w ciąży (albo i nie, jeżeli pilnujecie swoich czterech liter i nie sprzedajecie się jak kurtki na wyprzedaży w Lidlu ;] ), kobieta nie zawsze może spokojnie spać, bo dzidziuś się strasznie wierci, kopie i wyczynia inne wewnątrzmaciczne rewolucje i ewolucje. Więc dziewczyna średnio wypoczęła no ale mimo wszystko odważnie poszła na egzamin w pierwszym terminie. Tak się złożyło niestety, że nie zdała. Profesor zamiast wpieprzyć jej po prostu brak zaliczenia i skończyć dyskusję, nie omieszkał wygłosić pod jej adresem opryskliwego komentarza w stylu : "Nauczyć się nie miała czasu, ale rozłożyć nogi i owszem". Uczuć dziewczyny w tym momencie chyba nie trzeba komentować.

No serio? Ja sama co prawda jestem zwolenniczką tradycyjnego podejścia do życia, tj najpierw dyplom, praca, rodzina, no ale nie wyobrażam sobie, by jakiś dupek, tylko z uwagi na to, że w danej chwili znajduje się na wyższej pozycji miał ubliżać kobiecie w ciąży. Owszem, są takie jak ja to określam "dmuchawce-latawce-wiatr", że one praktycznie cały czas zamiast rozkładać książkę, "rozkładają nogi" , że tak pozwolę sobie zacytuję owego pojeba z tytułem profesora za szynkę i marchewki, ale żeby tak bezczelnie odzywać się do kobiety w zaawansowanej ciąży?

Czasami żałuję, że matki takich ludzi nie pomyślały o aborcji. Skąd oni się biorą? Że niby nie układa mu się życie seksualne z żoną/kochanką/ inną studentką, to wyżywa się na innych? A może te zajebiste zajazdy dla ciężarówek, jakie nosi na głowie (bo to już nie są nawet zakola) przyprawiają mu jakieś kompleksy i musi koniecznie doczepić komuś tak obrzydliwie łatkę, by podnieść tym samoocenę?
W kontekście tej historii myślę, że co się tyczy zwłaszcza nauczycieli akademickich, oprócz bogatego wachlarza kompetencji ( doooobra, wszyscy wiemy jak te kompetencje wyglądają, patrz wpis z dn. 15 marca) powinno się ich rekrutować z kultury osobistej i bardzo wnikliwie przeanalizować ich zdolność do prowadzenia czystej komunikacji ze swoimi potencjalnymi studentami. Może to pomogłoby wyeliminować z uniwersytetów takich prostaków?

Dla mnie obrażanie kobiety w ciąży, bez względu na to, czy jest studentką, czy pracownicą, czy kimkolwiek innym to karygodny czyn. Uważam, że należy się jej szacunek i wyrozumiałość, a nie szyderstwo i kpiny jak w przypadku tego barana, który mienił się profesorem.

A  Wy, co o tym myślicie? Jak Wy postąpilibyście na miejscu tej ciężarnej studentki? Zwyzywalibyście gnoja czy wymyślilibyście inny sposób na odgryzienie się za złośliwy komentarz? Piszcie !

Ja tymczasem życzę Wam udanego weekendu i pamiętajcie - kolejny wpis już jutro ;)

czwartek, 17 marca 2016

Uchodźcy.

Czeeeść Miśki !

Jak się Wam dzisiaj spało ? Bo mnie wyśmienicie ! :) Zajęcia na uczelni dziś dopiero na 12, więc siedzę z rana i skrobię do Was kilka słów, na wypadek, gdyby wieczorem znów okazało się, że jest za późno na pisanie posta.

A propo posta. A właściwie postu.

Ostatnio siedząc na jednym z portali informacyjnych zauważyłam artykuł o tym jak znany większości zawodnik MMA stanął w obronie uchodźców, którzy są przez bardziej ogarnięte społeczeństwa europejskie traktowane jak tyfus, który ciągnie w stronę domu. W jednym z wywiadów tak rzewnie opisuje sytuację uchodźców, że to tacy biedni ludzie, że toną, że giną, och, och, och (podajcie mi chusteczkę, bo ja zaraz utonę w morzu łez) .

No dobra.
Nie ukrywam, że moje poglądy skłaniają się ku ONR. Dla mnie to wcale nie jest powód do wstydu - wręcz przeciwnie, uważam, że popularnie określana "Narodówka" to prawdziwi patrioci, gotowi walczyć do ostatniego oddechu w obronie Polski i jej fundamentalnych wartości. I choć wiele osób kojarzy tylko Narodówkę z rozróbami na Marszach Niepodległości i przypisuje im niemalże zbrodniczą działalność, to ja głęboko się z taką opinią nie zgadzam i czuję się wręcz personalnie obrażona, gdy ktoś przypisuje ONR wyłącznie takie cechy. Ale o tym oddzielny wpis.

Dlaczego wspomniałam o swojej niejako "orientacji politycznej"? Bo to, jaką masakrę zaraz urządzę imigrantom nie mieści się w programach żadnych innych partii politycznych.

Khalidov owszem, można go zrozumieć. "Każdy skrzeczy o swoje rzeczy" - jak mawia moja cudowna babcia. Sam jest muzułmaninem, przekukał swoją żonę, Ewę Khalidov na islam no i dziecko to też taki mały dżihadysta, który zapewne latał już w pieluchach po domu z tasakiem w łapce i strasznie sepleniąc, jak to małe dzieci piskliwym głosikiem krzyczało : "Hallah Allah, kurwa!". Okej, kto w co wierzy to jego interes. Nawiasem mówiąc nawet Islam jest bardziej logiczny od Kościoła Jedi założonego parę lat temu w Czechach przez fanów Gwiezdnych Wojen, czy też od wyznawców Latającego Potwora Spaghetti, czy jakoś tak ( o ja pierd*lę ... czyli jak robię spaghetti na obiad, to oznacza, że wypowiadam wojnę tym pojebom? Jak to dobrze, że mieszkam w bloku zdominowanym przez moherki ... <uff> ) .

Ale niech nie próbuje nas przekonywać, że uchodźcy, którzy ciągną do Europy to ofiary. Gdy słyszę takiego typu bzdury, to flaki przewalają mi się w środku do góry dnem. Jak mężczyzn 20-30- paroletnich można nazwać ofiarami ?? No kurwa ... Ofiary to dzieci, kobiety, starcy. Ci, którzy w starciu z wrogiem na pewno nie mieliby szans na obronę. Ale nie. W całym tabunie tych smoluchów w prześcieradłach kobiety i dzieci stanowią może skąpe 5% całości i to jeszcze, brane są tylko po to, by zasłaniać się nimi na granicy z państwem, do którego chcą się bezprawnie wedrzeć, gdy straż graniczna otworzy "ogień" z gumowych pocisków.

Gdyby rzecz się miała naprawdę o kobiety i dzieci, lub też o osoby starsze, sama przyjęłabym do domu parę osób. Serio. Ale gdy idzie kurwa taki byk, żywej wagi ze sto dwadzieścia kilo, z gębą jakby potyczkował się codziennie z braćmi Kliczko i krzykiem "Hallah Allah" na ustach, no to nóż mi się w kieszeni otwiera. Tacy do Europy wstępu mieć nie powinni.

A co na to Europa? Hipokryzja niektórych państw członkowskich UE jest wręcz niepomierna żadnym znanym współcześnie i kiedyś urządzeniem. Wmawia nam się, że Polacy też uciekali do innych  krajów. Że też żebraliśmy o pomoc innych. Że kto jak kto, ale my to już powinniśmy rozumieć uchodźców. Tyle, że my kurwa o swoją  wolność walczyliśmy sami. Nikt nie przyszedł, nie zwalił cara z tronu i nie powiedział :  " OK Polacy, od dziś jesteście wolni, nie musicie nikomu dziękować, to był drobiazg" . Nikt w czasie II wojny światowej nie wziął Hitlera za kołnierz i nie podniósł do góry, by nim potrząsnąć, nikt nie ścisnął tego pojeba Stalina za wąsy i nie rzucił nam do stóp. I o ile niemiecka okupacja skończyła się w '45 roku, o tyle te brudasy zza wschodniej granicy pasożytowali na nas i trzymali nas pod swoim obcasem aż do '89 roku. W tym czasie zginęło tyle osób. Tyle osób zostało startych z kart historii na wiele lat, jak choćby Żołnierze Wyklęci, których dzień pamięci obchodziliśmy dwa tygodnie temu. NIKT, powtarzam NIKT nie przyszedł wtedy i nie dał nam wolności za free. A za granicę owszem, uciekali i od nas. Ale ponad 50% z nich, ba ! Może nawet ponad 60% z nich chroniła własną dupę. Zupełnie jak teraz uchodźcy. Reszta, czyli ci, którzy naprawdę potrzebowali pomocy, którzy byli tam, na dole, zostali w kraju i walczyli różnymi sposobami o wolność.
Ponadto zadziwia mnie bezczelność Merkel, Schultza, Khalidova i innych tego pokroju ludzi, gdy mówią o solidarności. Że powinniśmy brać do siebie uchodźców. Bo EUROPA pomagała i nam.
ale czy Europa zapomniała, ile razy MY, właśnie MY POLACY broniliśmy jej zacnego tyłka? A Jan III Sobieski i Odsiecz Wiedeńska? Co, Turcy, niosący na swych sztandarach islam, sami się spakowali i poszli z powrotem do siebie? Co, znudziło im się czekać na wojska polskie lub znudziła im się perspektywa wojny? A czasy zaborów? A wojska Napoleona, w których służyli Polacy? A San Domingo, o ile dobrze pamiętam? A II Wojna Światowa? Bitwa o Monte Cassino, Bitwa o Anglię? Nie, no pewnie kurwa samo to się zrobiło. Bez interwencji Polaków. NO PRZECIEŻ. A tu, mi rośnie kaktus -.-

Jestem przeciwko wszelkiej pomocy tym imigrantom, którzy przyjeżdżają do Europy. Wyślijcie nam kobiety, dzieci, starców, my się nimi zajmiemy, OK. Ale te rozbuchane byczki, dopuszczające się brutalnych gwałtów na Europejkach, pragnące wprowadzać swoje prawa na terytorium państwa, do którego przybyli i tych, którzy NIE CHCĄ się zasymilować z ludnością rdzenną owego kraju, serdecznie żegnamy. Wypierdalajcie tam, skąd żeście przyszli. I przy okazji zabierzcie ze sobą swoje turbany - będziecie mieli gdzie chować swoje bomby, nasi BOMBOWI GOŚCIE.

A wszystkich takich jak Memed Khalidov nikt tutaj w Polsce na siłę nie trzyma : chcecie tak bardzo pomóc tym brudasom, proszę bardzo, jedźcie do Syrii, Egiptu i skąd oni by jeszcze nie przyjeżdżali, bierzcie pistolety, granaty i tym podobną broń i róbcie im tam "mielonkę" z ich wrogów jak to wdzięcznie określił Khalidov. Ale jeżeli siedzicie na przysłowiowym garnuszku Polski, to morda w kubeł i leżeć plackiem na tych swoich dywanikach i nawet pysków nie podnosić w górę. Bo jak by nie patrząc JESTEŚCIE U NAS. NIE U SIEBIE.

I jeszcze jedno. Choć większość internautów zupełnie nie wiem czemu tak bardzo hejtuje obecny Rząd i Prezydenta za ich politykę i poczynania, to ja osobiście jestem baardzo zadowolona, że wreszcie znalazł się ktoś, kto nie lezie w wielki, obleśny tyłek Unii Europejskiej i potrafi zaznaczyć obecność Polski w Europie z korzyścią dla nas. A całe te POpisy KODu i NOWOCZESNE pomysły na to jak wkopać Polskę na forum Europy uważam za patologię, którą trzeba jak najszybciej zwalczyć. I bardzo dobrze, że w końcu ktoś odsadził ich od władzy i że Polacy poszli po rozum do głowy. Inaczej kto wie, gdyby POprzednia partia dalej rządziła w naszym kraju, może już dawno latalibyśmy w prześcieradłach i musielibyśmy KOPACZ ... a niee, sorry, kopać rowy pod batem Ahmeda, Baszaara lub innego muzułmańskiego ścierwa.

Jeśli artykuł Wam się podobał, zostawcie komentarz, dajcie łapkę w górę, udostępniajcie post dalej. Czytajcie mojego bloga, a jeżeli chcecie, bym napisała o czymś, o czym chcecie przeczytać, a czego jeszcze tutaj nie umieściłam, podawajcie swoje propozycje tematów. Uwzględnię je i napiszę na pewno na zadane tematy kilka wpisów. A tymczasem żegnam się z Wami i lecę pomału na uniwersytet. Dzięki za obecność . Na dole macie link do fajnego kawałka uzupełniającego mój dzisiejszy wpis oraz link do wypowiedzi Khalidova o uchodźcach . Posłuchajcie i oceńcie sami co o tym myślicie. Do jutra ! ;)

https://www.youtube.com/watch?v=Q2X4TDzUvxs

a tutaj wypowiedź Khalidova :

http://natemat.pl/174295,mamed-khalidow-broni-uchodzcow-dzis-nie-ma-wspolczucia-gdy-widzimy-tonacych-ludzi

środa, 16 marca 2016

Nie cierpię faceta od pedeutologii ...

Dobry wieczór :)

z racji tego, że dziś wpis poleciał późno, będzie krótko i na temat.

Nie cierpię faceta od pedeutologii. Zapierdziela ze slajdami na wykładzie, jakby go Niemcy gonili. Czasami zastanawiam się, czy nie ma przypadkiem Żydowskich bądź Jamajskich korzeni. Obie te populacje pośpiech mają we krwi. Jamajka wiadomo, Usain Bolt, no a naród Żydowski ... po '39 polepszyły im się chody, gdy Niemcy ruszyli ich śladem.

Kończąc : jeżeli zamierzacie kiedykolwiek pracować z dziećmi/młodzieżą/studentami, pamiętajcie, by zajęcia prowadzić w sposób czytelny i zrozumiały dla każdego. I nie pieprzyć po sto razy "ale to będzie dopiero za dwa tygodnie" lub : "to już było". Skupiajcie się na tym, na czym trzeba. A wtedy Wasi studenci/uczniowie na pewno odwdzięczą Wam się lepszymi wynikami i dobrym słowem, niż wtedy, kiedy pędzicie jakbyście biegli na straż pożarną z węglącym się tyłkiem.

Tyle na dziś. Z racji nieustępującego kataru i masy notatek do zrobienia szału dziś nie było. Dobranoc ;)

wtorek, 15 marca 2016

Dobry wieczór Drodzy Czytelnicy,

nasamprzód ogłaszam, że muszę trochę odwlec w czasie wrzucenie na bloga artykułu dydaktycznego , który miał się pojawić na dniach . Dopadł mnie koszmarny katar i ledwo sklecam do Was dzisiaj  kilka słów. Jak widać złego diabli jednak biorą >;)

A o czym dzisiaj wobec tego ? No cóż. Dzisiaj kolejny wpis rodem z uniwersytetu. A dokładniej jednego z wykładów. Zapraszam.

Otóż jak czytaliście wyżej, przez te pierwsze symptomy przeziębienia nie byłam w stanie dziś w ogóle skupić się na uczelni i wykładach. Diabeł mnie dzisiaj tam pognał, nie ambicja. No ale wiecie - limity nieobecności nawet nieboszczyka na uczelnię przyciągną -.- No ale do rzeczy. Siedząc tak na jednym z wykładów, a konkretniej na przedmiocie POLITYKA I PRAWO OŚWIATOWE gawędziłam z koleżankami na temat tego jakie kontrowersje budzą się po niektórych moich wpisach, gdy nagle w ucho wpadł mi fragment paplaniny wykładowcy, który opowiadał o tym, jak bardzo są nam potrzebne papierki, dyplomy, itd, itp, etc, bla bla bla. Że bez nich nigdzie nas nie zatrudnią, bo liczy się przede wszystkim wykształcenie. Słuchałam tak, słuchałam tego uroczego bełciku i pytałam sama siebie w międzyczasie, czy Pani przypadkiem nie spadła przed chwilą z Księżyca na główkę.  Jednak jedno zerknięcie w sufit nad jej głową upewniło mnie, że to raczej nad wyraz mało prawdopodobne. Zaczęłam się więc zastanawiać ile ta Pani bierze i przede wszystkim CO, że działa to na nią tak, że wygaduje takie bzdury. I to jeszcze z jakim przekonaniem! Serio, też bym chciała spróbować. Jeśli to tak rozwija wyobraźnię, to po zażyciu tego zioła moje wpisy zyskałyby kolejne kilkaset fanów zachwyconych ogromem mojej wyobraźni .... :?

No ale naprawdę do rzeczy. Serio, jest Pani przekonana, że w dzisiejszych czasach, gdy łapówkarstwo kwitnie jak ta lala, gdy w urzędach, bankach i innych typu miejscach aż się roi do układów i konszachtów z szefem, gdzie nie raz całe urzędy są zajmowane przez rodziny dyrektorów, naprawdę Pani myśli, że dyplom ma aż takie znaczenie? Już widzę potencjalnego kandydata na miejsce nawet zwykłego nauczyciela, który idzie z gołym dyplomem, paroma świstkami o szkoleniach i kursach,ale oooczywiście bez załącznika w postaci wypasionej, białej koperty ! Na pewno zostanie przyjęty do pracy !

Ludzie, wszyscy wiemy jakimi prawami rządzi się dzisiejszy świat. Bez referencji od Zyzia Starego i Władka Jagiełły, wypisanych na zielonych i brązowych zwitkach papieru NIGDZIE NIE CHCĄ NA CIEBIE SPOJRZEĆ. Nooo, chyba, że aplikujesz do McDonalda lub na kasę samoobsługową w Tesco - tam może obejdzie się i bez tego. Chociaż zaraz ... w burdelu chyba jeszcze nie wymagają łapówek celem przyjęcia do pracy ... Ale akurat w tym temacie są bardziej obstukane ... to znaczy obeznane osoby ;)

Naiwny już tylko myśli dziś, że w pracy liczą się tylko i wyłącznie kompetencje. Że bez łapówki dostaniesz intrantą posadkę jako nauczyciel w szkole, a może kurwa jeszcze jako rektor ?? Serio, kto się dzisiaj na to nabierze.

Praca z dyplomem. Oczywiście BEZ ZAŁĄCZNIKA w postaci "kartki z życzeniami bożonarodzeniowymi" ( i kogo kurwa obchodzi ten fakt, że kandydat przyszedł na rozmowę w maju -.-) czy "listu motywacyjnego". Jak zwał tak zwał i tak jeden wał. Aż na usta ciśnie się wtedy jedno pytanie : "A w Narni też już byłeś?". Serio, jeśli należysz do tych naiwniaków, odstaw to zielsko, które palisz, bo najwyraźniej non stop chodzisz na haju.

Dzisiaj nawet w głupiej gminie wszystkie stanowiska (a przynajmniej 95% z nich) są obstawione przez ludzi, którzy dostali je przez kieszeń. Myślicie, że zmyślam? OK, przykład rozjaśni Wam sprawę.

Kiedyś moja mama miała coś do załatwienia w urzędzie. No wiecie jak to jest, bla bla, proszę przyjść o 11, będzie pani X, weźmie pani papierek, dwudziestometrowa kolejka do drzwi, ale OK, mama poczekała. W końcu po jakimś czasie udało jej się dopchać do drzwi no i wchodzi do gabinetu, oczywiście wszystko błyszczy jak lustro, no bo to kurwa w końcu parkiet z pieniędzy obywateli, no chuj, staje przed kontuarem i mówi w czym problem. Potrzebowała wtedy jakiejś pieczątki czy innego gówna, no ale wiadomo, swoje musiała odstać . No i za tym kontuarem siedzi dwie starsze pracownice ( które w zasadzie powinny już dziergać sweterki dla prawnuków, a nie trzymać za wszelką cenę posadkę dla wnuczki, która kończy właśnie studia administracyjne) no i jedna młoda. Takie cielę-mele po studiach. No, może tak z rok, do dwóch po studiach (żeby nie było). No i mama prosi, że tu i tu trzeba pieczątkę i w pokoju Z powiedzieli, żeby wzięła jeszcze taki, a taki dokument z tego pokoju i przyszła z powrotem. No czaicie mniej więcej jak taka gadka wygląda w polskim urzędzie. No i pech chciał, że trafiła do tej młodej. A ta młoda, jakże "kompetentna" osoba, z zapewne niepodważalnymi umiejętnościami (chyba do dawania dupy szefowi) zamiast raz dwa powiedzieć w czym rzecz i wydać to, o co mama w jasnych słowach poprosiła guzdrała się do tego stopnia, jakby była baaaaaaaaaaaaaaardz mocno opóźniona w rozwoju ( dla sprostowania : wyglądała na normalną). W końcu musiała interweniować starsza pracownica siedząca obok, która PALCEM POKAZYWAŁA TAMTEJ gdzie, co ma wpisać, mimo, że pod spodem jak wół pisało, jak należy uzupełnić ten dokument.

Nachodzi więc pytanie : gdyby owa młoda urzędniczka była aż tak kompetentną osobą, jak to za pewne uznał zatrudniający ją człowiek, to czy grzebałaby się jak down pół godziny ze sprawą, która de facto zajmuje dziesięć minut? Akurat w takim kontekście nazwanie tej pani Downem stanowi gigantyczną obrazę dla tych ludzi, którzy chorują na tą chorobę - niejednokrotnie ludzie z zespołem Downa kumają szybciej o co chodzi i duuużo szybciej Ci pomogą niż owa białogłowa w gminie.

Jaki z tego wniosek? Dziś prawdziwe kompetencje przegrywają z kopertą. Co z tego, że masz certyfikat międzynarodowy na biegłą znajomość co najmniej pięciu języków obcych? Co z tego, że masz szereg szkoleń, które naprawdę nauczyły Cię postępowania i metodyki pracy w zawodzie, który sobie obrałeś/łaś? No co z tego, że swoje papiery dowozisz zespołowi/ osobie rekrutującej niemalże taczką zajebaną z pobliskiej budowy? Przecież zawsze znajdzie się taki głąb, który jest syneczkiem dyrektora, lub niunia, która założy wstążkę na d*pę, bo spódniczką tego nazwać już nie można, i przyjdzie na rozmowę kwalifikacyjną dosłownie goła i wesoła, ale z kopertą ( inaczej : dowodami szacunku, uznania, podziwu, et cetera, et cetera) i będzie OTWARTA NA WSZELAKIE PROPOZYCJE? Taka się martwić nie będzie. Jakby to powiedzieć ... Gdy szef chce się przelecieć biznes klasą, jej zawsze, w każdym miejscu i o każdej porze otworzy się podwozie.

Kochani, wiem, że w moich postach stosuję bardzo dosadne, czasami nawet wręcz brutalne słownictwo, na które większość z Was ma szlaban od rodziców. Ale nie dajcie sobie robić wody z mózgu, że dyplom uratuje Wam d*pę w przyszłości i zapewni ciepłą posadkę aż do emerytury. Takie bzdury mogą mówić ci, którzy już smakowite posadki mają i piją niejednego kielona z rektorem/dyrektorem/szefem biura itp, itd,etc. Wy bez kasy i znajomości możecie jedynie hamburgery w Macu sprzedawać. Serio.

Na koniec, by paplaninie stało się dość wrzucam Wam na  dole ciekawy link, który niech stanowi puentę mojego dzisiejszego wpisu. Ja mykam do e-learningu, mam spore tyły w tych kwestiach. Życzcie i zdrowia, czytajcie moje wpisy, komentujcie, dawajcie +1, lub okejki na fejsie. Podrzucajcie linki znajomym, którzy dalej żyją w ciemnocie, lub mają podobne zdanie na tematy, które tutaj poruszam. Trzymajcie się ciepło i nie wychodźcie lekko ubrani na dwór ! HEJ !

https://www.youtube.com/watch?v=1SZSHit5TXw

poniedziałek, 14 marca 2016

Biedni ludzie ... którzy nie mają serca. Bezdomni, skurwiele i wiele innych.

Witajcie,

w ten piękny zimowy wieczór. O czym dziś ... Nie wiem. Serio. Dziś pogadajmy o tym, dlaczego nie pomagamy biednym.

Jest zima, bądź co bądź, chłód nadal daje nam się we znaki, mimo tego, że kalendarzowa wiosna coraz bliżej.  Na ulicach, przy śmietnikach pałętają się ludzie, którym "w życiu nie wyszło". Brudni, oberwani, jak przysłowiowe dziady kalwaryjskie. 

Gdy idę na uczelnię, mijam nie raz takich ludzi. Najczęściej to mężczyźni, obczepieni torbami, plecakami, zaniedbani, zapuszczeni, grzebiący w śmietnikach. Czasami sobie myślę, patrząc tak na nich : czy to, że znaleźli się akurat w takiej sytuacji życiowej, to wyłącznie "zasługa" tego, jak pokierowali swoim losem w młodości? A może ich stan, to wypadkowa kilku czynników? Ale zaraz potem nachodzi mnie myśl inna : dlaczego w ogóle oni są na ulicy ? Gdzie schroniska dla bezdomnych, gdzie pośredniaki, specjalistyczne ośrodki zajmujące się ludźmi z problemami, gdzie ośrodki terapii uzależnień, w których czasami aż po uszy siedzą ci ludzie? NO KURWA GDZIE ?

Tyle się mówi o pomocy ubogim. Tyle się organizuje akcji. Tyle wzniosłych przemówień mówi się pod adresem tych, którzy są w ciężkiej sytuacji życiowej, tyle obietnic ich dotyczących składa się w kampaniach wyborczych. Ale ile z tego gadania wprowadza się w życie?

Media też nie pomagają wcale w zapobieganiu temu problemowi. Nagłaśnia się wizerunek bezdomnego alkoholika, złodzieja, przestępcy, bezdomnego jako człowieka trzeciej, czwartej, iksowej kategorii. Nie mówi się o przypadkach, które realnie znalazły się w złej sytuacji materialnej z powodu utraty pracy, katastrofy lub tragedii życiowej. Nie pokazuje się ludzkiej krzywdy, przypadków, gdy państwo swoimi bezsensownymi pretensjami zniszczyło swojego obywatela. O tym się nie mówi. To tabu. Wiele osób wysoko postawionych, przechodzi nad tym problemem, pomija go w debatach, nie robi nic, by pomóc mówiąc prostym językiem, biedakom. Bo po co. Co taki biedak może dać państwu prócz popsutej statystyki ilości obywateli żyjących na wysokim poziomie?

Ale najbardziej denerwują mnie te pojebane jednostki, które ze śmiałą pogardą odnoszą się w kwestii ludzi potrzebujących naszej pomocy. Mądrzysz się, bo co? Bo Tobie poszczęściło się w życiu? Bo mamusia opłaci Twoje rachunki, lub za to, że dasz dupy szefowi otrzymasz wyższe wynagrodzenie? Tamten pod śmietnikiem to kawał pijaka i łajzy, ale ja jestem super. Bo jestem taki fajny, bo ja jeżdżę Skodą/Mitsubishi/BMW, mam na rękę 2 i pół tysiąca, och, ach, a w moim salonie wisi oryginalna "Ostatnia wieczerza" pędzla da Vinci. Ooo, i jeszcze wszystko mam pod nos podane. Oj, jaki ja jestem zaradny życiowo ! I co z tego, że na mój sukces zapracowali rodzice, a ja tylko łaskawie trwonię ich majątek, jak ostatni ciul szpanuję wypasioną bryką, gadżetami i tysiącami znajomych na fejsie? Przecież to nic. Jestem taaaaaaki wspaniały !

Serio? Wiecie co, żal mi tych frajerów, którzy przyjmują taki schemat myśleniowy, a jak przychodzi co do czego sępią potrzebującym tej przysłowiowej złotówki na bułkę. Boisz się, że biedak tę złotówkę przepije? Kup mu tę bułkę. Marne 60 groszy, czy tam 50 cię nie zbawi. A temu człowiekowi możesz podarować uśmiech na pooranej zmarszczkami twarzy, pomoże wysuszyć łzy, cieknące z jego oczu, dać nadzieję, że nie wszyscy ludzie to takie tępe skurwysy*y dbające wyłącznie o swój interes. Że jutro może być lepsze. Że są jeszcze na świecie dobrzy ludzie, którzy mają serce - ale nie tylko od strony czysto anatomicznej. Bo serce moi Kochani, to nie tylko organ, który pompuje krew przez nasze ciało - serce to również nasze postawy, postępowanie, miłosierdzie, które powinno znaleźć miejsce w każdym człowieku.

I pamiętajcie moi Drodzy - wyśmiewanie się z takich ludzi, ubliżanie im, bądź znęcanie się nad nimi w inny sposób obnaża tylko naszą pustynię intelektualną oraz to, jacy jesteśmy żałośni. I to już nie tym pogardliwie określanym przez większość "żebrakom" należy się współczucie. Ale tym, którzy swoje serce zostawili w łonie matki, a mózg zastąpili kupą gów*a, które odtąd kieruje ich zachowaniem i determinuje postawy wobec ludzi o niższym statusie społecznym od nich.

Z tym przesłaniem zostawiam Was dziś Kochani. Kochajcie ludzi, nawet tych, którymi inni gardzą. Dajcie sobie szansę na otwarcie serca na ludzką krzywdę. I przede wszystkim - pamiętajcie o przewrotności losu : dziś śmiejesz się z biedaka, jutro możesz być na jego miejscu.

Dobranoc !

niedziela, 13 marca 2016

Pamiętajcie o ... pupilach. Obrona psów.

Hej ;)

Dziś temat trochę z innej półki. Nie będzie obśmiewania, obrzucania błotem i wylewania szamba (nawet na bliżej nieokreślone przypadki). Dziś chciałam napisać o problemie, który szczególnie bliski jest mojemu sercu. O problemie tzw. "bezpańskich psów".

Mijamy je prawie co dziennie na ulicach. W drodze do szkoły, na uniwersytet, po drodze do domu i na spotkanie z przyjaciółmi. Brudne, zaniedbane, zawszawione, pozbawione domu i ludzkiej opieki. Bezpańskie psy. Nie atakują ludzi (choć zdarzają się wyjątki od tej reguły), szukają po śmietnikach, zaułkach czegoś do jedzenia. Tępione przez odpowiednie służby miejskie. Przeganiane przez ludzi. Tułają się całymi dniami po miastach, wsiach, niechciane, wręcz niepożądane w "zadbanym" krajobrazie. Spora część z nich ginie pod kołami samochodów.

Dlaczego na początku napisałam, że problem jest bliski mojemu sercu? Bo uwielbiam psy. Tak, psy. Koty nie zajmują w moim sercu tak wysokiego miejsca jak one. Wierni przyjaciele człowieka, mądre stworzenia, które nie raz ratowały życie ludziom. Sama od kiedy pamiętam miałam psy. Większość z moich pupili już nie ma, odeszły z racji sędziwego jak dla siebie wieku i choć może się Wam to wydać bez sensu, śmierć każdego z nich bardzo przeżywałam. Ostatni mój pupil miał 15 lat i odszedł 2 lata temu. Można więc stwierdzić, że towarzyszył mi przez prawie całe dzieciństwo i okres dorastania. Traktowałam więc go po części jak członka rodziny.
Obecnie mam psa husky i za nic w świecie nie oddałabym go nikomu. No właśnie. NIE ODDAŁABYM. Nie mówiąc już o tym, aby go wygonić, lub zrobić mu jakąś krzywdę. A niestety, ludzie potrafią być wobec zwierząt okrutni. I co zatrważa jeszcze bardziej, sprawcami przemocy wobec zwierząt są również nastolatkowie w wieku gimnazjalnym.

Dlaczego dzisiaj we wpisie skupię się na psach ? Dlaczego nie powiem o kotach, fretkach itd itp, etc? Może dlatego, że to właśnie psy darzę szczególnym sentymentem. Nie stwierdzam jednocześnie, że inne zwierzęta nie są krzywdzone - po prostu o czuję, że muszę skupić się na psach.

Nie rozumiem ludzi, którzy najpierw kupują sobie szczeniaczka, bo dziecko chce mieć zwierzątko, bo "małe jest fajne" i tak dalej, a potem, gdy zwierzę dorośnie, wypędzają je z podwórka, wywożą gdzieś daleko od domu, tak, by pies nie trafił z powrotem do mieszkania lub na rodzimą posesję. Pytam : po co w takim razie żyją tacy ludzie? Jakim trzeba być cymbałem, pozbawionym uczuć i krzty współczucia wobec żywej istoty, by tak bezdusznie z nią postąpić? Czy psy dlatego, że nie mogą mówić, nie mają uczuć? Nie mogą się przywiązywać do człowieka, a nawet w swoisty sposób go kochać ? Tak, tak, wciśnijcie mi teraz, że znowu piszę o panu X lub pani Y i że jestem bezduszną, fałszywą jędzą, która mimo, że nie używa nazwisk, piętnuje szkarłatną literą poszczególne jednostki w otoczeniu.
Mimo to psy na ulicach nie biorą się znikąd. Ktoś jedzie na wakacje i nie może zabrać psa, a nie chce mu się szukać kogoś, kto mógłby się pupilem zająć. Komuś pies się zwyczajnie "znudził" i chce spróbować czegoś nowego w domu, np. węża, ptasznika lub innej "egzotyczności", więc wywozi psa daleko, by niejako zwolnić miejsce w domu dla nowego zwierzaka. Czyjeś dziecko ma alergię na sierść i też obecność psa w domu jest "zbędna". Powodów jest wiele. Ale czy wówczas nie można oddać psa do schroniska? Znajomym? Dać ogłoszenia ws oddania psa w dobre ręce? Czy koniecznie trzeba posyłać biedne zwierzę na ulicę i tym samym skazywać go na tułaczkę i powolną śmierć? To bezduszne !

Albo inna kwestia. Katowania zwierząt.Niektórzy zdegenerowani ludzie, wręcz zwyrodnialcy czerpią chorą przyjemność ze znęcania się nad zwierzętami. Parę lat temu w mediach głośno było o dwóch gimnazjalistach, którzy podpalili psa, czym wywołali poważne obrażenia na ciele tego bezbronnego stworzenia. Jak bardzo zdemoralizowanym człowiekiem trzeba być, by patrzeć na cierpienie żywej istoty i jej nie pomóc? Ba ! By wręcz je jej zadawać? Wiele osób zarzuca prawu polskiemu, które każe przypadki znęcania się nad zwierzętami, a przemilcza, lub pobłażliwie traktuje przypadki przemocy wśród ludzi. OK, to jakiś argument jest. Ale czy nie pomyśleli tacy ludzie, że ten, który dziś bestialsko torturuje tego bezbronnego psa, kota itp, jutro może okazać się mordercą, który zabije Twojego brata, siostrę, dziewczynę, żonę, matkę ? Czy ludzie nie potrafią sobie uzmysłowić, że nawet ten gimnazjalista, który odskoczył zaledwie metr pięćdziesiąt od ziemi i wygląda niewinnie, w przyszłości może stać się groźnym przestępcą? W końcu jeśli za młodu posuwa się do takich rzeczy, to jak potoczy się jego rozwój (lub raczej : REGRES) psychiczny w przyszłości? Jakim zwyrolem będzie za pięć, dziesięć, osiemnaście lat ?

Psy to nasi najwierniejsi przyjaciele. Pomogą, gdy jesteśmy zagrożeni. Rozgonią zły humor, przegonią smutek. Umożliwiają mile spędzony czas wolny. Są zawsze, nawet gdy odwrócą się od nas ludzie. Zastanów się więc Czytelniku, jaki jest sens w znęcaniu się lub pozbywaniu ze swojego życia najwierniejszego przyjaciela, jakiego możesz mieć. I czy gdyby Twoja karma poszła w innym kierunku i Ty urodziłbyś się zwierzęciem, czy chciałbyś, by ktoś, komu ufasz i kogo kochasz zadawał Ci ból lub bez słowa i przyczyny z dnia na dzień wyrzucił cię ze swego serca.

Dziś wpis był nieco bardziej refleksyjny, sentymentalny. Czasami też potrafię napisać coś w miarę uprzejmego, zamiast pluć jadem jak żmija. Trzymajcie się ciepło Kochani. Kolejne wpisy już niebawem. I pamiętajcie, że zwierzę to też stworzenie. I że trzeba się do niego odnosić z sercem, bo to pośrednio kształtuje nasze podejście do innych i postrzeganie świata. Spokojnej niedzieli . Do jutra ! :)

sobota, 12 marca 2016

Witam.

No dobra. Miałam dzisiaj napisać o czymś innym, ale patrzę, że muszę jeszcze raz wyjaśnić jedną kwestię, która wraca jak bumerang. MOJE WPISY NA TYM BLOGU.

Niejednokrotnie po opublikowaniu wpisu tutaj obok wyrazów uznania, dostaję wiadomości aż kipiące oburzeniem . "Jak śmiesz tak pisać?" , "Skąd te pomysły?", "Dlaczego wypowiadasz się w ten sposób?" itd itp etc. No serio. No ale dobra, uporządkujmy tę kwestię raz na zawsze.

Mój blog jak widać, nosi tytuł "NIEZALEŻNE OPINIE NA KAŻDY TEMAT". Poprzez niezależny definiuje się :
"niezależny
1. «niepodporządkowany komuś, czemuś, decydujący o sobie; też: świadczący o braku podporządkowania komuś lub czemuś»
2.  «niebędący wyznaczonym, zdeterminowanym przez coś»
3. «wygłaszający bezstronne opinie, niekierujący się interesem żadnej grupy społecznej»
4. «nienależący do żadnej z rywalizujących partii»".(źródło : http://sjp.pwn.pl/slowniki/niezale%C5%BCny.html)  Zatem w myśl tego hasła moje wpisy publikowane tutaj są tylko i wyłącznie moją opinią, a taką może mieć każdy człowiek. Ja nie narzucam Wam sposobu myślenia i tego samego oczekuję od Was.

Po drugie :
na swoim blogu nie używam nazwisk i pozostałych personaliów innych osób, bo mało tego, że to niezgodne z prawem, to nie opisuję tutaj POSZCZEGÓLNYCH PRZYPADKÓW. Nie czaję więc ludzi, którzy potem obnoszą się z pretensjami nie wiadomo za co o co i na co, jakbym z imienia i z nazwiska oblała ich publicznie szambem. Od razu mówię, że zwyczajnie na takie wiadomości reagować nie będę.

Po trzecie :
nikt nie zmusza nikogo, by mojego bloga czytał. Oczywiście cieszy mnie, gdy widzę sporą liczbę wyświetleń, ale ja na siłę nikogo nie zmuszam do czytania tego co tu wypisuję. Wolna wola = chcesz, czytaj, nie = trudno.

Po czwarte :
nie zamierzam nikogo przepraszać za wpisy. wpisy mają charakter prześmiewczy, bardziej przejaskrawiony. jednym słowem : ŻART. Nie odpowiadam za cudze poczucie humoru.

Po piąte i w końcu ostatnie :
jak napisałam wyżej nikogo z nazwiska nie wymieniam i nie wystawiam na wyśmianie publiczne. A jeżeli nie możesz sobie darować jakiegoś wpisu i mocno się z nim identyfikujesz, to już Twój problem. W każdym razie ja sumienie mam czyste.

To tyle na dzisiaj Moi Drodzy. Więcej tej sprawy komentować nie zamierzam. Ani tutaj, ni na fejsie. Pozostawiam Wam to wszystko do własnego przemyślenia. Życzę Wam udanego wieczoru i do jutra !


piątek, 11 marca 2016

Witajcie.

Po dwóch "luźnych" artykułach pora zająć się czymś poważniejszym. Dziś zajmę się kwestią bliską wielu studentom - idzie o wynajmowanie mieszkania "na spółkę" ze współlokatorami.

Współlokator to osoba różnie pojmowana. Dla jednych to osoba bliska sercu. Dla innych przekleństwo sprowadzone sobie na głowę. Dużo zależy od tego, kim jest potencjalny współlokator : czy jest to osoba spokojna, dbająca o porządek, uprzejma i empatyczna, czy jest to snob, który ma w dupie innych, robiący bajzel na każdym centymetrze kwadratowym, po którym się porusza. Zarówno z jednym, jak i z drugim trzeba żyć. Mało osób decyduje się na zmianę stancji. Zwłaszcza, gdy jest ona w bardzo korzystnej lokalizacji.

Nie oszukujmy się : kiepski współlokator potrafi rozwalić nasz plan dnia, humor i zdrowie. Tak. Bez przesady. Gdy wchodzisz do mieszkania i widzisz sajgon od progu, natychmiast kopara Ci opada, a ciężkie westchnienie wytacza się z Twojej piersi niczym lokomotywa z peronu. Niedomknięte drzwi od łazienki, stos brudnych talerzy w zlewie, zastawiona talerzami suszarka . Niewyniesione śmieci. Brzmi niewinnie, ale z dnia na dzień sytuacje takie zaczynają denerwować i nakręcać atmosferę. Gdy dodasz do tego pałętanie się obcych ludzi po mieszkaniu praktycznie każdego wieczoru, zapraszanych przez Twojego współlokatora zaczyna Ci się podnosić temperatura. A kiedy dodasz do tego hałasy z kuchni o 11 w nocy, możesz wpaść w furię.

Rodzi się pytanie : Jak sobie z tym radzić ? Gdy rozmowy nie dają już skutku? Co wtedy?

Gdy to Ty wynajmujesz komuś pokój w swoim mieszkaniu, sprawa wydaje się być prosta. Bierzesz gościa/laskę na bok i delikatnie każesz mu wypier*alać. Gdy macie podobną pozycję i wynajmujecie mieszkanie np. we trójkę, wtedy we współpracy z trzecim współlokatorem też można wykopać niechluja. Ale gdy mieszkasz u kogoś, np u starszej pani? Można co prawda porozmawiać, naświetlić gospodarzowi/gospodyni sprawę i poprosić o interwencję w tej sprawie, ale gdy babunia/dziadunio opyla się z załatwieniem problemu, pojawia się kolejny.

Masz zatem dwa rozwiązania : albo utopić współlokatora w kiblu i zwalić winę na nieszczęśliwy wypadek, albo spakować walizeczkę i pożegnać się uprzejmie.  Pod warunkiem, że masz gdzie iść.

A Wy jakie macie pomysły na radzenie sobie z trudnym współlokatorem? Podzielcie się swoimi doświadczeniami.
Zostawcie po sobie polubienia, komentarze, udostępniajcie link. Niebawem wrzucę próbki paru artykułów dydaktycznych, szczególnie potrzebnych studentom pedagogiki. Zaglądajcie na mojego bloga. A teraz trzymajcie się ciepło miśki, do następnego ! ;)

czwartek, 10 marca 2016

"Dzień dobry, cześć, czołem, spytajcie skąd się wziąłem?"

A właściwie wzięłam. No więc wzięłam się z Zambrowa.  A właściwie niecentralnie z Zambrowa. Ale spokojnie. Nie o tym dziś będę pisać ;)

Na samym wstępie, nim zaczniemy, pragnę złożyć wszystkim Panom najserdeczniejsze życzenia. Żeby mecze nigdy nie kończyły się przegraną Waszej ulubionej drużyny, aby Wasze kobiety nigdy nie marudziły Wam o skarpetki w salonie i aby buteleczka na imprezach zawsze była pełna i nigdy się nie kończyła ! I pamiętajcie, że mimo, że narzekamy czasami, że jesteście tak mało romantyczni, że rozwalacie ciuchy byle gdzie i zawsze - to naprawdę bardzo Was kochamy ! :* ;)
Życzenia te adresuję wszystkim Panom, przynajmniej tym, którzy mają PARTNERKI ... Bo tym o innych preferencjach w zasadzie sama nie wiem czy składać życzenia dziś, czy bardziej na miejscu byłoby zrobić to dwa dni temu, przy okazji Dnia Kobiet ... If you know what I mean ;d

Omińmy więc może ten śliski jak wazelina temat i skupmy się na dzisiejszym wpisie ... Cholera, czy ja właśnie propaguję na swoim blogu treści antygejowskie? Hmm, jeśli tak to bardzo mi przykro ... a z resztą, ch*j im w odbyt, lecimy z tematem !

No to teraz startujemy. Trzy, dwa, jeden ... Poszło !
Po wczorajszym sukcesie w postaci sporej liczby wyświetleń postanowiłam nie odchodzić od formy i po raz kolejny załadować jakąś petardę, do której znowu morda będzie Wam się cieszyć przynajmniej trzy godziny ;]

O czym więc dzisiaj sobie poczytacie? Dajcie mi chwilkę pomyśleć. O, już wiem ! Dziś wykład na temat "Słowo o facetach.". Karteczki przygotowane? Zapraszam.

Ach, ci panowie ! Przystojni, męscy, uwodzicielscy. Na co dzień może być jak zwykły kot podwórkowy, jednak co weekend zamienia się w prawdziwego tygrysa. Coś w tym jest, bo mimo  zapierających dech w piersiach wygibasów na parkiecie, baardzo często w skarpetach czają się zdradziecko gotowe do ataku pazury, jak u prawdziwego drapieżnika. A więc uważajcie dziewczyny :  jeśli facet nazywa cię niezłą dupą lub gąską, to występuje duże prawdopodobieństwo, że trafiłyście na takiego drapieżnika. I nie wiadomo czy wrócicie do domu na własnych nogach - jak się taki zamachnie pazurem to ...
Pozostając w temacie, pamiętacie te kadry z chińskiego nowego roku lub innej imprezy, gdy ludzie-z-wiecznym-zezem (zastanawiasz się czemu z zezem? A widziałeś kiedyś Chińczyka? Jeżeli tak, to spróbuj popatrzeć mu w oczy. Sprawa się wyjaśniła. Nieprawdaż?) wychodzą na ulicę, taszcząc ze sobą wielkie, wielometrowe wykonane z papieru i bibuły smoki? No właśnie ...W przypadku panów, jak na ironię rzadko sprawdza się chińskie porzekadło : "przyczajony tygrys, ukryty smok". O ile ten tygrys u statystycznych 80% mężczyzn przyczaja się w skarpetkach, to smok powinien czaić się gdzieś indziej. No już nie bądźcie takie święte dziewczyny ... Wiecie gdzie. A tu się okazuje, że zamiast smoka jest zwyczajna jaszczurka, normalny padalec. Który w dodatku za wcześnie odrzuca ogon. Zresztą nie brnijmy dalej w ten wątek ....

"Imprezko, imprezko,
cóżeś ty za pani,
że z ciebie wracają,
że z ciebie wracają
chłopcy naje*ani?"
Ototototo ! Gdy już nasz tygrys wyhasa się w klubowej dżungli, pora na bar i kolejkę. W tym miejscu łatwo zrozumieć, dlaczego kobiety twierdzą, że faceci to wieczne dzieci . Toż jednorazowy przejazd tą kolejką go nie interesuje ! On lubi jeździć nią nieprzerwanie najlepiej do rana - szkoda tylko, że potem wychodzi z tego wszystkiego jak z diabelskiego młyna - na czterech nogach .

Ale prawdziwe wesołe miasteczko zaczyna się w domu - bocianie gniazdo w przedpokoju, dziwne do identyfikacji odgłosy w łazience, niczym w tunelu strachu, i cała masa piruetów jak na rollercoastrze w drodze do łóżka. A to wszystko odstawia klaun, który nabzdręgolił się z kumplami jak porąbany. Nie trzeba chyba wspominać, że prócz tych wszystkich atrakcji masz darmowy wieczór w Polmosie - gdy Twój ukochany posyła Ci swój oddech gdy zasypia z otwartą paszczałą, wykierowaną wprost na Ciebie. Nie dziwota zatem, że po nocy spędzonej u boku takiego dżentelmena sama zaczynasz chodzić tropem zygzakiem następnego dnia rano. Taki ferment w powietrzu musi zadziałać !

Jednak czego by złego na Panów nie powiedzieć, jedno przyznać im trzeba. Swoich partnerek bronić potrafią. Przykład znajdziecie w tym krótkim materiale filmowym,  do którego dziś daję link na swoim blogu :
https://www.youtube.com/watch?v=fGMY_YGje1U

A "kiedy ranne wstają zorze, Demon Parkietu wstać nie może" . I oczywiście zaczyna umierać. Rzecz jasna to żart, w końcu nie znam przypadku człowieka, który umarłby na kaca. A że na kaca najlepsza jest praca, na pojękiwania Twojego Misia najlepiej zadziała dywan i trzepaczka - niech choć raz gdy weźmie się za trzepanie, wyjdą z tego jakieś profity dla Ciebie. Zysk dwa w jednym - czysty dywan i brak bólu głowy wywołanego jękami. Czyż to nie piękne?

Zastanówmy się jakie typy facetów dominują w naszym otoczeniu. Ja wyszczególniam cztery : Arktos, Romeo, Hamlet i Bieber.

Kim jest Arktos? Spieszę z wytłumaczeniem. Niby marchewka na swoim miejscu, ale w stosunku do kobiet jak bryła lodu. Wtedy są tylko dwie ewentualności : gej albo transwestyta przed operacją.

Kolejny z rzędu to Romeo .  Ale nie chodzi tu bynajmniej o romantyka, o nie ;) To taki, który wie, że przegiął ostro pałę i potrafi stać pod balkonem i recytować najpiękniejsze poematy, by tylko uchodzić dziewczynę. A ta wtedy na tekst : "Julio, me serce ku Tobie ucieka!" winna odpowiedzieć : "To niech weźmie ze sobą nogi i całą resztę i niech spier*alają jak najdalej, bo za dziesięć minut przyjedzie straż miejska i zgarnie to wszystko za zakłócanie porządku".

Hamlet. Och, mój ulubiony typ ! O ile w oryginale bohater Szekspirowskiego dramatu pytał "być czy nie być,, oto jest pytanie ... !" to ten co weekend prowadzi dywagacje typu "pić czy nie pić, oto jest pytanie. Jak dzisiaj wypiję, to jutro mi nie stanie "  ... na kolejne piwo oczywiście ;]

No i Biebera nie muszę już chyba opisywać. Zna go każdy. Ciasne rurki, ułożony jak pod linijkę zaczes, nienaganna cera. Ten gość spędza więcej czasu w łazience niż nimfomanka w kinie na premierze "Greya". Z takim typem się nie dogadasz - może dlatego, że na modzie zna się zdecydowanie bardziej od Ciebie. A ! No i przecież ! Konkurujecie o tego samego faceta .

Mimo wszystko jest jeszcze jeden typ facetów, ale ostrzeżenie : DZIŚ SĄ ONI JUŻ NA WYGINIĘCIU ! W erze Michała Szpaka, Rafalali, Anny Grodzkiej i innych "ulepków" niewydarzonych chirurgów-plastyków prawdziwy facet, który do czegokolwiek się nadaje i (przede wszystkim!) jest hetero to niemalże okaz na miarę białego kruka. I serio laski, jeżeli macie takiego, to macie wielkie szczęście. Co z tego, że wszędzie go pełno - w kuchni leżą jego spodnie, w przedpokoju koszulka, a w salonie nieparne skarpetki? Grunt,że woli dziewczyny i nie ubiera się jak pedał. I choć czasami może wyprowadzać Was z równowagi, denerwować swoimi głupawymi tekstami lub doprowadzać do pasji nawykami - pamiętajcie, że zawsze mogłyście trafić gorzej ;)


A dziś bądźcie szczególnie miłe dla swych ukochanych, zróbcie im dobrą kolację, uśmiechnijcie się i pozwólcie mu jak zwykle rozrzucić skarpetki po domu - w końcu to Wasz kochany Głupek, bez którego życie straciłoby swój charakterek ;]


Jak zwykle proszę o skomentowanie, udostępnienie linku i śledzenie moich postępów na blogu ;) Mam nadzieję,że spodobał się Wam dzisiejszy wpis. Do następnego ! ;)