Translate

wtorek, 29 marca 2016

Współczesny kanon ... piękna ?

Witajcie !

Po kilkudniowej przerwie wracam do Was z nowym postem ;) Mam nadzieję, że święta minęły Wam w sympatycznej, rodzinnej atmosferze i że już niebawem zacznie się sezon na "spalanie świątecznych kalorii" . No tak, polskie święta  - smakołyków na stole zabraknąć nie może, za to po nich zostaje megakac moralny z rodzaju "wyglądam jak milion ... kilogramów".

No ale do rzeczy. Dziś chciałabym wziąć na warsztat tzw. "modę na bycie fit".

Okej, żeby uporządkować sobie od razu tę kwestię. Jeśli ktoś o siebie dba i robi to z rozsądkiem, to okej, fajnie to wygląda i ogólnie osoba taka budzi zainteresowanie otoczenia. Nie przeczę, że na ten przykład dziewczyna, która ma ładnie wyrzeźbioną sylwetkę i ogólnie dba o swój wygląd jest "błe". Lub też facet, który odwiedza siłownię, by zrobić coś dla swojego zdrowia lub pasji, jest tępym muflonem, który nie ma się czym w życiu zająć. Ale chciałabym spojrzeć też na tych, którzy hmm ... "odbiegają od powszechnie uznanego kanonu piękna". A więc o ludziach "kilogram+".

Mówi się, że nawet 40% ludności cierpi na nadwagę i choroby z nią związane. No cóż. Nadwaga jest problemem wielu zarówno kobiet, jak i mężczyzn, nie zawsze powodowana jest przez nadmierną "żarłoczność" człowieka. Często za "nieestetyczny" wygląd odpowiadają złe geny . No ale, na ogół nawet takie przypadki wrzuca się do wora z napisem "wieloryby".

Chciałabym jednak spojrzeć na problem nieco inaczej. A w zasadzie zadać sobie i Wam pytanie : Czy człowiek z nieco większą masą ciała może być piękny? Czy jesteśmy raczej skazani na bezlitosne metkowanie ludzi tymi, którzy są piękni, szczupli i wysportowani i tymi, którzy są obleśni w swoim wyglądzie?
Otóż uważam, że piękno jest niezależnym przymiotem od wagi i wyglądu. Pojęcie piękna i brzydoty siedzi w naszej głowie. Dla mnie bycie nieco bardziej "puszystą" potrafi być na swój sposób piękne, dla Ciebie Drogi Czytelniku może to być coś obrzydliwego. Wszystko jest kwestią tego jak się czujesz we własnym ciele i czy potrafisz je w pełni zaakceptować. Wiem, że na ten temat napisano całą masę artykułów i porad, więc nie będę się bawiła w takie rzeczy, pragnę jednak zaznaczyć i wyraźnie Wam podkreślić : zagłębiając się we własne kompleksy, zagłębiasz się w swoją brzydotę.
Wiem, że żyjemy w czasach, gdzie większość z nas jest wzrokowcami. Większość panów woli szczupłe, ponętne panie, które w skrajnych przypadkach można pomylić z wieszakiem na ubrania, a te z większym "ciałkiem" omija, ale serio - nie wszyscy są tacy. Prawdziwe piękno tkwi w środku człowieka, w jego gestach, słowach, poczynaniach, postawie życiowej i stosunku do innych. Gdyby była facetem wolałabym już związać się z korpulentną (nawet w małym stopniu) kobietą, która ma dobre serce i umie kochać człowieka za to kim jest, niż szczupłą kusicielkę, która kochałaby tylko mój portfel.

Przez wszechobecną presję społeczną, reklamy i banery promujące szczuplusieńkie kobiety i przypakowanych ciut z przesadą mężczyzn, osoby parające się z kilkoma "nadprogramowymi" kilogramami chowają się w cieniu, unikają innych, wolą spędzać czas samotnie, nie wychodzą do ludzi. Boją się wyśmiania, drwin ze swojego wyglądu, przeczuwają dyskomfort w przebywaniu wśród innych, szczuplejszych osób. Ukrywają się wraz ze swoim problemem, nasilając tym ryzyko wystąpienia nawet (!) stanów depresyjnych. Ale po co ? Jestem korpulentna, ale potrafię być piękna! Mam o kilka kilogramów więcej, ale nadal umiem być atrakcyjnym mężczyzną ! Założę się, że taka ciągle powtarzana mantra poprawiłaby samoocenę niejednej osoby.

Słyszysz za swoimi plecami złośliwe szepty? Olej to. Najwyraźniej ludzie, którzy dopuszczają się złośliwego plotkowania na temat Twojego wyglądu mają baaaaaaardzo nudne życie, skoro sięgają już po takie tematy. Współczuj im - to takie smutne, gdy komuś brakuje atrakcji w życiu ....

Wierzcie mi, miałam kiedyś problem ze swoim wyglądem - bo cycki za małe, za to tyłek jak stodoła. Na facjacie więcej pryszczy niż wulkanów na ziemi ognistej. Widziałam swoje szczupłe koleżanki, widziałam jak budzą pozytywne zainteresowanie naszych kolegów. I czułam się wtedy ... źle. Nie, to mało powiedziane. Czułam się całkiem do dupy. Podejmowałam próby schudnięcia we własnym zakresie, ale to nic nie dawało. No, może spadło tam kiedyś z dwa kilogramy po miesiącach katorżniczej pracy nad sobą. I wiecie co? W końcu przyszedł moment, kiedy doznałam olśnienia. Stwierdziłam, że mój charakter jest sto razy istotniejszy od tego, co widać na zewnątrz. I wiecie co? Zadziałało. Ja też zaczęłam budzić zainteresowanie chłopaków.

Nie przytoczyłam bynajmniej swojego przykładu po to, by się Wam wyżalać, pokazać jaka ja strasznie biedna byłam itd. Chciałam pokazać na swoim przykładzie, jak osoba, która kiedyś miała całą masę kompleksów przeistoczyła się w kogoś, kto potrafi puścić koło tyłka złośliwe komentarze i skupić się na tym, co naprawdę istotne - a to jak na paradoks wcale nie wygląd.

Dziś mam odwagę popatrzeć ludziom w oczy. Olać to, czy mój wygląd im odpowiada czy nie. Być sobą.

Dlatego podsumuję swój dzisiejszy wpis takim wnioskiem : dbanie o siebie, uprawianie sportu, ruch są okej. Chodakowska, Lewandowska, czy z kimkolwiek nie ćwiczysz - spoko. Ale nawet, jeśli masz te kilka kilogramów za dużo to nadal masz szansę na bycie piękną i stworzenie jakiejś konkurencji tym szczupłym i wysportowanym laskom.
I jeszcze jedno : to mit, że laska "puszysta" nigdy w życiu nie może zakumplować się ze szczupłą sportsmenką. To tylko kwestia przełamania w sobie paru barier.

Pozdrawiam Was serdecznie Moi Drodzy i życzę miłego, wiosennego wieczoru :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz