Translate

środa, 9 marca 2016

Noo dzień dobry bardzo ! :D

Jak bardzo drętwy był wczorajszy wpis, zauważyłam na dobrą sprawę dopiero dziś, gdy ponownie zajrzałam na swego bloga. Pocieszam się, a jednocześnie usprawiedliwiam tylko jedną myślą - nie każdy od razu zostaje Henrykiem Sienkiewiczem polskiego internetu - a więc w myśl  zasady : "małymi kroczkami do sukcesu" działam dalej ;)

Aby nie wracać na razie zbytnio do tematów "ciężkich", chciałabym opowiedzieć Wam dziś historię, która miała miejsce jakiś czas temu w grupie studentów mojego wydziału. Jednocześnie pragnę zastanowić się wraz z Wami jak to jest, że ludzie bywają czasem głupsi od łuski po słoneczniku, którą wypala słońce. Ale od początku.

Każdy, kto wiedzie żmudne życie studenta, bądź ma je już za sobą wie, jak to jest z wykładowcami, zaliczeniami i ogólnie z tym całym galimatiasem związanym z zaliczaniem półrocza. Bieganiny, paniki wtedy jest jak przy wielkiej biegunce (żeby nie być bardziej ordynarnym) , a dodatkowo temperaturę podkręca fakt, że może się okazać, że zabraknie papieru ( mam oczywiście na myśli dyplom końcowy ukończenia studiów Cwaniaczku ;d ) .  O ile większym jest potem zawodem, gdy okazuje się, że taki student (umownie nazwijmy go X) egzaminu w pierwszym terminie nie zaliczy. Wtedy wyszczególnia się siedem typów X :

1) plaga Egiptu - strumienie łez leją się nieprzerwanie, do tego stopnia, że najbliższe otoczenie modli się o zstąpienie Noego, który pobudowałby nową Arkę, w której otoczenie X-a mogłoby bezpiecznie przetrwać powódź łez, którą rzeczony kolega wszystkim urządza.

2) dres w cywilu - tj gość, który fuka na wszystkich i obwinia każdego o swoją porażkę. Najchętniej ukręciłby łeb wykładowcy, ale niestety, boi się, że jak trafi do więzienia to skończą się "wałówki" od matki, która zacznie się wstydzić dziecka-kryminalisty.

3) wyjebongo vulgaris - i to dosłownie. Nie dość, że ma głęboko w ... nosie to, że oblał sesję, to jeszcze wyraża się o egzaminie i egzaminatorze w baaardzo polskich słowach, od czasu do czasu stosując obcojęzyczne zamienniki. (Nawiasem mówiąc : najbardziej popularny okaz wśród studentów).

4)  kolega dresa - czyli całkowite przeciwieństwo kolegi. Znacie wszyscy ten tekst, który sprzedają każdemu tzw. "wojownicy z ulicy" : "Masz jakiś problem?!" . Kolega dresa o takie rzeczy nie pyta. On je stwierdza. No i taki dokładnie jest nasz kolejny typ studenta. Cały czas chodzi za każdym i zamiast ogarnąć dupę do roboty i nakłaść trochę wiedzy w swój pusty baniak, w którym nawet nie ma już próżni, tylko jedna wielka, czarna dziura, zawraca tyłek innym, jaki on to jest biedny i nieszczęśliwy, i o Boże, bo on/a nie zaliczył/a egzaminu i o Jezu, że idzie skoczyć z dywanu na podłogę. Ale na to, by poszpanować nowym gadżetem lub powstawiać głupoty na fejsa czas  jest zawsze.

5) Jestem Bond ... James BŁĄD - ooo tak ! Zdecydowanie na drugim miejscu w zestawieniu najczęstszych typów studenta . Policzcie ilu z Was zna taką osobę : przed egzaminem cwaniaczek, och, ach, ja to zdam z palcem w nosie i na farcie, bo zupełnie nie zajrzałem do notatek, na egzaminie przed zestawem pytań Jurand ze Spychowa, czyli nic nie umie powiedzieć, nie widzi perspektyw na zdanie egzaminu i myśli, że swoim miłosierdziem przekona wykładowcę, by postawił mu tróję, natomiast po egzaminie pan-wszystko-wiedziałem i o-k***a-przecież-ja-bym-na to-odpowiedział-gdybym-dostał-takie-pytanie. Jeżeli naliczycie co najmniej 5 takich osób, stawiam browca !

6)pan-poniewczasie-kopnęła-mnie-ambicja - no tak. Trafiają się i tacy. Co tam dla nich pierwszy termin ! Przecież mają drugi i następny ... najczęściej następny w tym wypadku łączy się ze słowem "rok". Następny rok na tym samym poziomie, z jakiego wystartowali przychodząc na uniwersytet. No ale przecież można zmienić metody nauki do egzaminu. Opcjonalnie zresztą można jeszcze zmienić kierunek ... No ale. Kto "bogatemu" zabroni ;)

7) kujonik-ekstraklasa - choć na studiach wyzywanie się od kujonów to jak w liceum lepienie babek z piasku na oczach całego osiedla, to jednak trafiają się tutaj arcygeniusze, przy których nawet Archimedes, wybitny grecki myśliciel i bądź co bądź fizyk (nie ciesz się jak debil, że pisze to blondynka, która nie ma o niczym pojęcia - prawo wyporu opracował właśnie Archimedes, a to z kolei znajduje się w podstawie programowej fizyki w gimnazjum, bitch -_-) może dostać depresji, spowodowanej ogromem ich wiedzy. Wszystkie testy, wejściówki, wyjściówki, drzwiówki obrotowe i inne wymysły na fotokomórkę zalicza na skromną-a-co-to-jest- piąteczkę. I takich ludzi można albo kochać, albo nienawidzić. Albo inaczej : kochać takich przed egzaminem, nienawidzić w dni pozostałe i święta. Bądź co bądź, ale gdy jeszcze "kujonikiem" jest spoko gość, który nie zachowuje się jak tępa sztunia, która gdy zadrze nos do góry, to rozpycha nim nawet gwiazdy, to jeszcze da się z takim przeżyć. No bo mimo, że co parę słów wsadza jakieś mądre określenie, którego nie rozumie połowa rocznika, to jeszcze idzie się z nim dogadać,pośmiać, pożartować. Ale trafiają się i takie pustaki, że po prostu wszystko opada : kopara, ręce, włosy, a facetom nawet ... wąsy. O ile oczywiście taki pan ma coś takiego ;]

Skoro omówiliśmy już poszczególne typy studentów z grubsza, to możemy przejść do zasadniczej części historii. Rzecz się miała całkiem niedawno, mianowicie w czasie trwania sesji zimowej na wydziale pedagogiki.

Pewna pani doktor ( umownie nazwijmy ją Y) postanowiła pójść studentom na rękę i zrobić swój egzamin wcześniej, w postaci tzw. "zerówki". Ci ze studentów, którzy zaliczyli zerówkę, nie musieli przychodzić na sesję i zdawać egzaminu we właściwym mu czasie, ci natomiast, którzy zerówki nie zaliczyli, lub do niej nie podeszli, musieli pisać normalnie egzamin w trakcie sesji.
No i się zaczęło.
Kilku studentów, którzy znaleźli się w grupie "szczęśliwców", którzy musieli ponownie pisać egzamin w trakcie sesji oblało go. Ale zamiast siedzieć cicho i ogarnąć tyłki do nauki, postanowili, że roz%#$&*ą system, niczym Paweł Kukiz w obietnicach wyborczych, postanowiło udowodnić Y, że mało tego, że należy im się zaliczenie, to jeszcze zobaczą swoje prace.
W tym miejscu muszę przerwać i od razu powiedzieć, że były to wysublimowane jednostki. Pozostali ze studentów, którym nie udało się zaliczyć tego egzaminu siedzieli cicho - choć jedni, którzy mieli trochę oleju w głowach !
No i wracając do historii, postanowili, że gdy doktor Y nie zgodzi się na pokazanie im prac, zaskarżą wszystko do dziekana. Ja pier ... dziele. Jakim trzeba być pustakiem by iśc na wojnę z wykładowcą, który w dodatku ma wieloletni staż pracy na tej uczelni?! Omg. Coś czuję, że gdyby wtedy na uczelnię wpadli budowlańcy, mieliby materiał do budowy na cały rok. No ale cóż, idiots - idiots everywhere - jak to mówi mądry wujaszek Google.
Summa summarum sprawa oparła się u władz wydziału. Oczywiście doktor Y bardzo się wkurzyła, bo chciała iść tym młotkom (umówmy się, partyzantom, którzy postanowili "zawalczyć o to, co im się należało" u szczytów wydziału) i reszcie na rękę i ułożyć niemalże identyczną poprawę, gdzie średnio powtórzyłoby się 90% pytań z pierwszego egzaminu.
Muszę też podkreślić,że ta ciemnota nie dyskutowała z resztą nad słusznością swego postępowania. Ja się więc pytam : tyle lat po wojnie, a młodzi Polacy dalej uprawiają partyzantkę? W jakim ja świecie żyję ......
Jakim trzeba być ciemniakiem, żeby próbować stawiać na głowie wszystko, próbować udowadniać cokolwiek wykładowcy i w dodatku mieć w dupie opinię reszty zainteresowanych? No zupełnie jak w III Rzeszy. Jesteś z nami - OK. Nie - to spier%@#*& i ani pary z gęby, bo i tak twoje zdanie mamy w dupie i zrobimy po swojemu.

Tak się trochę z nich wszystkich nabijam, ale szczerze to chyba każdy z nas ma w sobie po trochu z każdego z wyżej wymienionych typów. I możemy temu zaprzeczać, mówić, że to nie my, że to bzdura i wymysł kolejnej blondynki, która chce zrobić sobie nie wiadomo jaki FEJM w internecie. Jednakże nie musimy się do tego wcale publicznie przyznawać. Wystarczy, że popatrzymy sami na siebie i w miarę trzeźwo ocenimy nasze zachowania przed ważnym dla nas egzaminem, dniem czy wydarzeniem. Chciałoby się rzec : wszyscy jesteśmy kujonkami. Ale nie tylko. Co do historii, którą Wam dziś opowiadałam zachęcam do komentowania i wyrażania swojej opinii na ten temat. Czy Wy też uważacie, że takie zachowanie zasługuje na potępienie, czy jednak nie zgadzacie się z moim zdaniem i uważacie, że należy stawać do wojny z wykładowcą, nawet, gdy wojna ta jest z góry przegrana? Piszcie !

Po raz kolejny proszę Was o komentarze, udostępnianie linku do mojego bloga itd. Jeśli moje artykuły Ci się podobają - zapraszam częściej i daj o tym znać w ww. postaciach :) Ja osobiście popracuję nad uatrakcyjnieniem treści tutaj zamieszczanych, by wpisy były jeszcze ciekawsze i wywoływały szeroki uśmiech na twarzy mojego czytelnika ;)

A tymczasem uciekam na spacer - wiosenne powietrze już od dłuższego czasu wyciąga mnie na zewnątrz ;) Do jutra !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz